tag:blogger.com,1999:blog-84543120004699365602023-11-15T09:32:57.105-08:00Magia na papierzeHermahttp://www.blogger.com/profile/06824152052310478486noreply@blogger.comBlogger14125tag:blogger.com,1999:blog-8454312000469936560.post-28227634571772413262013-01-23T10:19:00.001-08:002013-01-23T10:22:56.042-08:00Odwilż?<br />
<div align="JUSTIFY" style="text-indent: 0.6cm;">
Witam tych wszystkich,
którzy nie zapomnieli o mnie, o mojej pisaninie, o cząstce
Was samych, którą tutaj pozostawiliście.</div>
<br />
<div align="JUSTIFY" style="text-indent: 0.6cm;">
Co skłoniło mnie do
powrotu? Chyba pewnego rodzaju zazdrość, gdy przeglądałam inne
blogi i widziałam kilometrowe rozmowy o kulturze - główna
droga - które potem przeradzały się - podążały innymi
ścieżkami, mnóstwem nowych ścieżek - w coś zupełnie
nowego, prowadzącego do nowej przyjaźni. Uwielbiam ludzi! (Pod
warunkiem, że mamy o czym rozmawiać. A tak poza tym jestem aspołeczna
:))</div>
<br />
<div align="JUSTIFY" style="text-indent: 0.6cm;">
Żałuję, że w moim
realnym świecie nie ma zbyt wielu osób, z którymi
mogłabym porozmawiać od serca na tematy, które poruszam tutaj. Że tak
niewiele osób lubi mnie jako mola książkowego. Dlatego
chciałam się zmienić. Zawsze przechodziłam od jednej skrajności
w drugą. Szczerze mówiąc, to miałam zbyt wielkie wahania
nastrojów, zbyt wielkie wątpliwości co do tego, jaka jestem,
a jaka powinnam być, abym dała radę prowadzić wówczas tego
bloga. Zresztą, wciąż jestem nastolatką (tak, a patos leje się z
każdej strony. Cóż, zwalczę to... kiedyś), mam prawo do
zastanawiania się, kim jestem. I każdy z nas ma, niezależnie od
wieku. </div>
<br />
<div align="JUSTIFY" style="text-indent: 0.6cm;">
Z racji małej ilości
czasu (oraz słabej jego organizacji, nigdy nie będę w tym dobra)
postanowiłam poświęcić swój czas tylko blogom, które
zafascynowały mnie od pierwszego wejrzenia. Znajdują się one w
linkach i podglądam je ukradkiem co jakieś pięć minut. Mam
nadzieję, że kiedyś ktoś będzie chciał tak obsesyjnie
zerkać na moją stronę, co ja na inne.</div>
<br />
<div align="JUSTIFY" style="text-indent: 0.6cm;">
Wspominałam w jednej z
zakładek, że uwielbiam misz - masz i pragnę go wprowadzić u
siebie. Chcę ożywić bloga fotografiami, notkami bardziej personalnymi, tak,
aby nie budować dystansu. Zastanawiam się także
nad fanpagem na facebooku ku poszerzaniu własnych
horyzontów, by móc poznać nowych ludzi i w choć małym stopniu ożywić
bloga. Ot, nowa myśl, która pewnie zniknie po tygodniu pod
nawałem pracy. Ale zapisałam ją tutaj, publicznie, więc może
akurat wezmę się do roboty.
</div>
<br />
<div align="JUSTIFY" style="text-indent: 0.6cm;">
Tymczasem żegnam i
wracam już wkrótce z nową recenzją. Czego? Klasyki
literatury.
</div>
<br />Hermahttp://www.blogger.com/profile/06824152052310478486noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-8454312000469936560.post-12151589438759732262012-07-27T13:45:00.002-07:002012-07-27T13:46:04.466-07:00„Pokój” Emma Donoghue<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://img407.imageshack.us/img407/7558/pokojemmadonoghueimages.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="http://img407.imageshack.us/img407/7558/pokojemmadonoghueimages.jpg" width="223" /></a></div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Dzieci mają swój własny świat. </div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Świat pięcioletniego Jacka jest mniejszy niż jego rówieśników, choć on nie zdaje sobie z tego sprawy. Nie wie również, że istnieją ludzie naprawdę, a nie tylko w telewizji czy w książeczkach, które czyta jego mama. A może powinnam napisać „<i>Mama</i>”? Tak w końcu myśli o niej narrator powieści. Nic niezwykłego, prawda? To nawet zabawne – jego sposób mówienia, myślenia, „<i>słówkowe przekładańce</i>”, jak je sam nazywa, spojrzenie na meble, których nazwy w jego myślach rozpoczynają się wielką literą niczym jakiegoś kraju, codzienne przeżycia... Zabawne do czasu, kiedy okazuje się, że ten mały smyk zaprosił nas do miejsca niewoli. A wtedy staje się to poważne, choć ujęte w niecodzienną formę.</div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Książka, którą miałam przyjemność przeczytać jakieś dwa miesiące temu, okazała się jedną z najbardziej oryginalnych, jaką kiedykolwiek trzymałam w dłoniach. Pisarka idealnie wręcz ukazała psychikę małego człowieka, wychowanego w nietypowych warunkach i jego spojrzenie na świat Nazewnątrz (w ten sposób był również zapisany w książce – śmieszyły mnie te błędy ortograficzne, tak stylizowane na małego człowieczka!). Nie bez znaczenia jest fakt, że sama wychowuje dwójkę malców, co udało jej się ukazać poprzez wykreowanie więzi między rodzicielką a dzieckiem (oraz między czytelnikiem a małym Jackiem, który tak dobrze sprawdził się w roli przewodnika po tym innym, dziwnym dla nas świecie).<br />
<a name='more'></a><br />
Wzajemna miłość aż bije ze stron, choć jednocześnie niejeden czytelnik mógł zadawać sobie pytanie, czy sposób, w jaki wychowano tego uroczego blondynka jest właściwy. Właściwy, prawidłowy – to słowo trudno odnieść do historii takich jak ta, które wydarzały się i wciąż się wydarzają na całym świecie. Postać Starego Nicka także nie jest obojętna i człowiek sam nieświadomie zaciska zęby, czytając o tym „<i>nieprzyjemnym panu</i>”. Ogromu wyrządzonych cierpień można się tylko domyśleć i dopowiedzieć do skąpych słów Mamy. Widać więc, że nie ma tu brutalnych opisów, choć „<i>Pokój</i>” lekturą łatwą i przyjemną do końca nie jest.</div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Temat emocjonujący, a i realizacja całkiem realna, na tyle, na ile może być, jeśli mowa o relacji dziecka, które z racji swego wieku i dostępu do informacji nie wszystko widzi tak, jak jest w rzeczywistości. Mimo to, myślę, że autorka podeszła do sprawy świetnie, także pod względem budowy Pokoju. Zadbano nawet o wielkość czcionki, która przypominała okrągłe literki pisane przez malucha, a co z pewnością jest sporym ułatwieniem dla osób, które czytają książki, przy tym zajmując się dzieckiem (co zresztą potwierdziła moja krewna). </div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Nie zawiodą się również ci, którzy pragną poznać tę historię pod kątem socjologicznym czy psychologicznym, co myślę, że najlepiej ukazano. </div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Ciężko opisać tę historię tak, aby zachęcić, a jednocześnie nie powiedzieć zbyt wiele, zabierając w ten sposób radość z czytania takiej pozycji. Bo jest warta przeczytania i mimo niełatwej tematyki, czyta się ją zaskakująco szybko, ba, wręcz pochłania. Łatwo przywiązać się do wszystkich tych osób, do ich problemów – teraźniejszych czy przyszłych – do klimatu opowieści. Mam nadzieję, że udało mi się pokazać spojrzenie człowieka z Zewnątrz. A może teraz chwycisz za klamkę i otworzysz drzwi do Pokoju? Pamiętaj tylko, że kiedy z niego wyjdziesz, nic nie będzie takie same. </div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;"></div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;"></div>Hermahttp://www.blogger.com/profile/06824152052310478486noreply@blogger.com20tag:blogger.com,1999:blog-8454312000469936560.post-71596840378687030242012-04-21T02:16:00.012-07:002012-07-24T14:15:06.580-07:00„Przeczekać ten dzień” Anna Maria Jaśkiewicz<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://img407.imageshack.us/img407/8100/przeczekatendzie.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="http://img407.imageshack.us/img407/8100/przeczekatendzie.jpg" width="202" /></a></div><div style="text-align: center;"><br />
</div><div style="text-align: center;"><br />
</div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Jakiś czas temu zauważyłam uśmiechające się z półek grzbiety książek napisanych przez początkujących pisarzy. Rzadko kiedy można powiedzieć, że takowy egzemplarz czytało się wybornie, a przynajmniej bez większych zgrzytów. Co nie oznacza, że nie daję szansy ludziom, którzy po raz pierwszy z wypiekami na twarzy podpisują autografy na jeszcze świeżej stronie tytułowej. W końcu każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku. A ten bywa decydujący.</div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Kiedy przeczytałam opis debiutu Anny Marii Jaśkiewicz, miałam nieodparte wrażenie, że książka będzie w pewnych aspektach powielać historię, jak i problematykę kultowego (i chwalonego – przyznam uczciwie, że nie rozumiem jego fenomenu) <i>„Buszującego w zbożu”</i> autorstwa J. D. Salingera. Zanim przekonacie się, czy miałam rację, warto zakreślić w choć kilku słowach fabułę<i> „Przeczekać ten dzień”</i>.</div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Sama historia zaczyna się od tajemniczego wyznania głównego bohatera: <i>„Nie wiem, kiedy zasnąłem. Pamiętam tylko przerażającą ciemność napierającą ze wszystkich stron…”. </i><span style="font-style: normal;">Odtąd w spokojnym życiu polonisty, choć gorzkim i samotnym, zmieni się dosłownie w s z y s t k o. A to za sprawą zgubionego i szybko odnalezionego kalendarza. Nie byłoby w tym może nic nietypowego, gdyby nie fakt, że pod najbliższym piątkiem ktoś nakreślił jedno słowo. Śmierć.</span></div><div align="JUSTIFY" style="font-style: normal; margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Już na samym początku zainteresował mnie styl autorki – bardzo dojrzały, przykuwający uwagę czytelnika, obrazowy, a przy tym niezbyt silący się na górnolotność. Podałam koleżankom i pewnemu koledze owy twór i stwierdzili to samo. Irytowały mnie natomiast wtrącane krótkie zdania, pojawiające się na samym wstępie zdecydowanie zbyt często, co wybijało z rytmu. Z czasem jednak ich ilość albo się zmniejszyła, albo ( w co wątpię, bo jestem na takie rzeczy wyczulona) byłam tak pochłonięta rozpisaną opowieścią, że nie zwracałam na to uwagi.<br />
<a name='more'></a></div><div align="JUSTIFY" style="font-style: normal; margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Czasem raziła mnie nienaturalność dialogów, zbyt <i>„delikatne”</i>, brakowało odpowiedniej dawki dosadności. Karol rozmawia z uczniami w sposób ironiczny, więc natychmiastowo zaskarbia sobie tym samym sympatię odbiorcy. Jednak miałam wrażenie, że w niektórych momentach uczniowie albo mówią zbyt prosto, albo z przesadnym wyszukaniem. Chodzi tu o takie „<i>perełki</i>” - wiadomo, uczeń takowy ma większy zasób słownictwa, ale żeby od razu tak płynnie się wypowiadać? Jednak to w zasadzie drobnostki, może trafiły się ze dwa razy w całej powieści, a poza tym niektórzy faktycznie lubią popisywać się swoją nienaganną polszczyzną (co chyba nawet sam narrator kilka razy podkreślił, dodając, że ktoś zaakcentował coś dobitnie). </div><div align="JUSTIFY" style="font-style: normal; margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Cóż, jak widać, lubię zwracać uwagę na każdy detal. Lecz detalem w <i>„Przeczekać ten dzień”</i> nie jest bynajmniej kreacja bohaterów. Naprawdę zwraca uwagę charakter Brzezickiego. Jest już starszym mężczyzną, który przeżył bolesną stratę, zaniedbany i mający urok dawnych poetów, których wielbi, a przy tym umie wyciągać ciekawe wnioski – jeden z najlepszych elementów w całej książeczce to chwila, kiedy sprawdza wypracowania swoich uczniów i dopisuje do nich swój komentarz, a przy tym rozmyśla o tym, jak powinno się pisać. Poza tym w czasie lekcji widać, w jakich kategoriach postrzega licealistów, jak wiele chciałby od siebie dać i jak po prostu mu to nie wychodzi. Wydawałoby się, że jest życiowym nieudacznikiem, a jednak potrafił zdobyć się na odważne, niesamowite czyny. </div><div align="JUSTIFY" style="font-style: normal; margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Jednak gwiazdą tej historii jest niewątpliwie Wiśniewski. To chłopak inteligentny, będący jakby wyciętą figurką na tle płaskiego tła klasy. Wyróżnia się, bo tworzy klimat. Jest kimś trochę nieuchwytnym, nie wiadomo do ostatniej strony, czy nawet jest przyjaźnie nastawiony do swego nauczyciela, czy tylko z nim pogrywa. Jedną z najlepszych scen z nim jest wykład Karola na temat roli i interpretacji grzechu pierworodnego. Wydawało się już, już coś wisi w powietrzu, już zaraz się coś stanie. Sam fragment, zresztą dość obszerny, bardzo przypadł mi do gustu i sądzę, że pani Jaśkiewicz odwaliła kawał dobrej roboty, kolokwialnie rzecz ujmując. </div><div align="JUSTIFY" style="font-style: normal; margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Także drugoplanowe postacie mają swoje pięć minut, są charakterystyczne i nie do zapomnienia, przy czym każda z nich ma swój cel. Oprócz tego można dostrzec kilka wierszy, zapewne autorstwa pani Anny. Mają dobitną puentę, krótkie acz treściwe. </div><div align="JUSTIFY" style="font-style: normal; margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Kilka razy zaśmiałam się serdecznie, miałam dreszcze z niepokoju, chwytałam urok jesiennego krajobrazu, kibicowałam Karolowi, a na samym końcu musiałam odłożyć na chwilę książkę na bok, by odetchnąć i nie rozpłakać się. Końcówka była bardzo mocna w swej prostocie, w swym przekazie. A to jest niezmiernie ważne: wzbudzać emocje.</div><div align="JUSTIFY" style="font-style: normal; margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Na samym początku zastanawiałam się, czy warto dać szansę debiutantom oraz czy między<i> „Przeczekać ten dzień”</i> a <i>„Buszujący w zbożu”</i> jest więcej powiązań niż tylko drugie dno (świetnie zrealizowane w recenzowanej przeze mnie literaturze), czy czas trwania akcji (zaledwie pięć dni... Ilu z was skumulowało w takich słowach, w jakich uczynił to Karol, całe swoje życie?). Okazuje się, że nic poza tym, a może jednak coś więcej? No właśnie – to drugie dno, niepewność, czy wszystko odczytało się zgodnie z zamysłem pisarza. Na tym polega urok tej religijnej, niepozornej książeczki, że można rozgrzebywać strony scyzorykiem naszego umysłu i albo się dokopiemy do czegoś poza tym tym widzialnym, albo okazuje się, że mamy prawdę na samym wierzchu. A jedną z nich jest miłość, miłość przekazana w sposób prosty i tym samym naprawdę urzekający. </div><div align="JUSTIFY" style="font-style: normal; margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Niezależnie od wieku czy wyznania, chciałabym polecić gorąco tą opowieść. Jest niecodzienna, wymaga chwili czasu, skupienia, ale zostawia ślad. A to jest chyba najważniejsze w pisaniu – by móc oddziaływać na czytającego. </div><div align="JUSTIFY" style="font-style: normal; margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;"><br />
</div><div style="font-style: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: right; text-indent: 0.6cm;"><br />
</div><div style="font-style: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 0.6cm;">Książkę otrzymałam od <b>Wydawnictwa Promic</b>, za co serdecznie dziękuję:)</div><div align="JUSTIFY" style="font-style: normal; margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;"><br />
</div>Hermahttp://www.blogger.com/profile/06824152052310478486noreply@blogger.com14tag:blogger.com,1999:blog-8454312000469936560.post-74759443732895137862012-03-17T14:45:00.011-07:002012-07-23T06:22:56.213-07:00„Gra anioła” Carlos Ruiz Zafón <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://img811.imageshack.us/img811/2209/352x500i.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://img811.imageshack.us/img811/2209/352x500i.jpg" /></a></div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">„<i>Kiedyś ujrzę to miejsce</i>”, obiecuję sobie w duchu. Z lotu ptaka ogarnę wzrokiem całą przestrzeń, w wyobraźni zasnutą mgłami pomalowanymi beżami, szarościami, spopielonymi brązami. Już w głowie tworzy się sieć mniejszych i większych uliczek, tras, placów, głośnych kawiarń, rozrywkowych barów ożywających nocą, kamieniczek tętniących echem dawnych rozmów, wydarzeń, sporów, śmiechów i tańców, tańców, tańców do utraty tchu. Sieć składająca się na mapę urokliwego zakątka – Barcelony. </div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Nazwa jest melodyjna, ma coś w sobie romantycznego, jakiś rytm i czar. A przecież ciasne uliczki wychodzą na pełne przepychu place, panie w zwiewnych szalach ocierają się o biedaków, zaś dookoła szemrane sprawy... Barcelona jest pełna majestatu, lecz również pełna sprzeczności, a przynajmniej została tak ukazana w powieści Carlosa Ruiz Zafóna pt: „<i>Gra anioła</i>”.</div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Dzięki narratorowi, żyjącemu w latach dwudziestych pisarzowi Davidowi Martinie, dowiadujemy się o tajemniczej ofercie napisania książki: „(...) <i>jakiej jeszcze nie było, w zamian za fortunę i, być może, coś więcej...”*</i><br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://img14.imageshack.us/img14/1854/graaniola4.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="150" src="http://img14.imageshack.us/img14/1854/graaniola4.png" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><i>(Zdjęcie ze strony głównej "Gry Anioła)</i><br />
<br />
<a name='more'></a></td></tr>
</tbody></table></div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Dla tych, którzy znają inne książki tego autora, a już zwłaszcza „<i>Cień wiatru</i>”, nie będzie zaskoczeniem to, że Zafón po raz kolejny przenosi czytelnika do Barcelony, oddanej bardzo dokładnie. Wszystko wydaje się być tutaj namacalne, tylko złapać powietrze, dotknąć murów budynków i dać się porwać barwnemu językowi. Tekst obfituje w obrazowe metafory, a przy tym styl pisarza nie jest przyciężkawy. Twórca nie sili się na nadmierne filozofowanie, co zdarza się innym, a czego tutaj się obawiałam i miałam duże wątpliwości, czy w pewnym momencie nie przejdzie przez tę granicę między czymś wzniosłym, smakowitym a groteskowym. Na szczęście, książka pod tym względem została uratowana.</div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Nie można narzekać też na bohaterów. Ba, mogę się wręcz ośmielić powiedzieć, że to oni nadają charakter tej opowieści, by nie została przytłoczona przez to, jak posługuje się piórem ów znany Hiszpan. </div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Główny bohater to mężczyzna, który zdaje się przejmować cechy osób, które napotkał. Pełen temperamentu, który kryje pod chłodnymi, ironicznymi odzywkami. Nie można być obojętnym wobec jego komentarzy, spojrzenia na świat, decyzji, czyli tego, co składa się na niego samego. Podobnie jest w przypadku don Pedra Vidala, którego życiorys, sposób życia, jak i wpływ jego samego na życie Martina poznajemy już na samym wstępie. Jest to jedna z najbardziej specyficznych postaci, bo balansująca na krawędzi: zblazowana, ale potrafiąca cieszyć się życiem, bogata, ale udająca, że może się wyzbyć majątku za pstryknięciem palców, egoistyczna i chętna do oddania życia za przyjaciela. Wiele ich dzieli, ale właśnie te różnice ich do siebie zbliżają. Czuć między nimi elektryczne spięcie, płomień, który tylko czeka, aż ich oboje strawi.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://img213.imageshack.us/img213/2696/graaniola3.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="147" src="http://img213.imageshack.us/img213/2696/graaniola3.png" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><i>(Zdjęcie ze strony głównej "Gry Anioła")</i></td></tr>
</tbody></table><br />
W zasadzie (po namyśle) dochodzę do wniosku, że tu chyba każdy bohater jest zbudowany na zasadzie pozornych przeciwieństw lub podobieństw. </div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Jedyna kreacja, jaka autorowi nie wyszła, to miłość Davida. Przypomina mi nieco dziewczynę, na której opiera się kontrowersyjny serial dla młodzieży. Problem leży w tym, że o ile Elisabeth (bo takie imię nosiło śliczne dziewczę z Anglii) ma w sobie magnetyzm, tajemnicę, złożoną psychologię i działa destrukcyjnie na swoje otoczenie, o tyle Cristina zupełnie była mi obojętna, choć ma podobne cechy. Do tego stopnia, że nawet musiałam zajrzeć do książki, by przypomnieć sobie, jak jej w ogóle było na imię. Zresztą ukochane głównych bohaterów nie wychodzą Carlosowi, o wiele bardziej przykłada się do postaci drugoplanowych. </div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Natomiast czysta chemia wytworzyła się między Davidem a Isabellą, siedemnastolatką, z którą wydawała się go łączyć tylko miłość do książek. Ja jednak dostrzegłam wiele wypowiedzi, które mogłyby sugerować, że było między nimi coś głębszego niż tylko nietypowa przyjaźń. Do tej pory nie jestem pewna, czy to tylko moja nadinterpretacja w tym wypadku, czy aluzje nie są tylko aluzjami, a czymś konkretnym, co starała się dać do zrozumienia młodziutka koleżanka Martina. <br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://img228.imageshack.us/img228/593/graaniola2.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="147" src="http://img228.imageshack.us/img228/593/graaniola2.png" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><i>(Zdjęcie ze strony głównej "Gry Anioła")</i></td></tr>
</tbody></table>Niektóre książki czyta się dla samego posmakowania, nie dla fabuły. Tutaj jest odwrotnie – fabuła przypomina zapadające się piaski. Im bardziej stara się od tego uciec, tym bardziej wciąga. Nie potrafię opisać ciągu wydarzeń, było tego dość sporo, poza tym opowieść dzieje się na przestrzeni kilku lat. </div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Siłą napędową tej pozycji jest zleceniodawca naszego literata, tajemniczy Corelli oraz samo zlecenie. Potem każdy najdrobniejszy szczegół nabierał sensacyjnego wydźwięku, bohaterowie stawali się dwulicowi, każdego się podejrzewało, istna matrioszka: im głębiej się wchodzi, tym więcej do odkrycia, labirynt bez wyjścia. Podkreśla to gęsta atmosfera, uczucia samego narratora, które udzielają się czytelnikowi, ale co nie sprawia, że ma ochotę przerwać. </div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Kiedy przeczytałam zakończenie, aż chciałam zacytować słowa pisarza: „<i>Książki są lustrem: Widzisz w nich tylko to, co masz w sobie</i>”*. Naprawdę tak to odczuwałam. Kiedy na scenę wkraczał ów pryncypał, tak nie podobny do żadnej innej postaci, jaką poznałam, czułam, ze właśnie to chciałam przekazać w moim pewnym opowiadaniu. Takie rozwiązanie, jakiś niepokój, bo odpowiedź na zagadkę nie była dobra, ani zła, wprowadzająca do umysłu obserwatora całego swoistego spektaklu mieszaninę zachwytu i... strachu. Bowiem całość jest tak misternie poskładana z, wydawałoby się, niepasujących do siebie fragmentów, że – paradoksalnie - można sobie z łatwością wyobrazić, że to historia autentyczna. A przy tym pozostaje nieodparte wrażenie, że wcale nie chciałam jej znać, że nie mogę sobie nie wyobrazić, że do czegoś takiego mogłoby dojść, że już doszło, że ktoś może m n ą zmanipulować do tego stopnia. </div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Jednak książka powinna wzbudzać uczucia, nigdy pozostawać obojętna.</div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;"></div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://img801.imageshack.us/img801/2511/graanilla1.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="175" src="http://img801.imageshack.us/img801/2511/graanilla1.png" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><br />
<i> (Zdjęcie ze strony głównej "Gry Anioła")</i></td></tr>
</tbody></table></div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;"></div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">W rzeczach, które kochamy, staramy się bagatelizować złe cechy, a nawet widzieć tylko dobro. Tak właśnie postępowałam w przypadku tego dzieła. Chętnie postawiłabym ją na półce z arcydziełami, ale tak się nie stanie, co gdzieś z tyłu głowy cały czas mi się tłukło, a co przez kilka miesięcy nie dochodziło do głosu. Dlatego też recenzję piszę w marcu, nie we wrześniu, jak należałoby. </div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Otóż zauważyłam, że bohaterowie mówili w sposób inteligentny, wręcz literacki, co się mało kiedy zdarza. A im nazbyt często, co nieco wytrąca z równowagi. Aby być bardziej obiektywną, zajrzałam do twórczości owego autora, ale dopatrzyłam się tego w reszcie książek, choć widać duże postępy w wymyślaniu fabuły. I właśnie tutaj też tkwi szkopuł: gdzieś już pod koniec zamiast zdziwić się, że jakaś postać jest taka a taka (niczym w popularnym serialu: „<i>Lost: Zagubieni</i>”), ja tylko się zastanawiałam, kim, na Boga, ten mężczyzna jest. Po prostu za dużo się różnorodnych faktów pojawiło, bym mogła je idealnie poukładać i móc je sobie poprzypominać, skojarzyć.</div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Mimo tych znaczących minusów, jestem pewna, że „<i>Gra anioła</i>” to książka warta zachodu, którą się pochłania, a przy tym chcąc się lubować każdym słowem, która znajdzie swoich wielbicieli i przeciwników, którą można pożyczyć przyjacielowi i która – w mojej opinii – jest znacznie lepiej przemyślana czy po prostu bardziej wciągająca od poprzedniej, czyli słynnego „<i>Cienia wiatru</i>”. Choć same wątki mi przez ten czas pouciekały, to sama atmosfera nie została wywiana. Mam nadzieję, że inni, którzy mają czas i chęć do przemyśleń, a przy tym kochają się w klimacie rodem ze stronic klasyków, sięgną po tę powieść. </div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;"><br />
</div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;"><br />
1. *- cytat zaczerpnięty z opisu na tylnej okładce<br />
2. *- cytat zaczerpnięty z „<i>Cienia wiatru</i>”<br />
<br />
P.S. Warto zajrzeć na stronę <a href="http://www.graaniola.pl/" target="_blank">"<i>Gry Anioła</i>",</a> posłuchać muzyki skomponowanej specjalnie dla tej serii i przenieść się na chwilę kilkadziesiąt lat wstecz - do Barcelony.</div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left;"> </div>Hermahttp://www.blogger.com/profile/06824152052310478486noreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-8454312000469936560.post-20637339482756133972012-01-30T14:19:00.003-08:002012-07-19T12:44:27.419-07:00„Trylogia Strażnicy Sampo, część I: Miecz” Timo Parvela + wyjaśnienia<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://img192.imageshack.us/img192/3927/stranicysampoczi.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><br />
</a></div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;"><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://img855.imageshack.us/img855/3927/stranicysampoczi.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://img855.imageshack.us/img855/3927/stranicysampoczi.jpg" /></a></div>Sampo to róg obfitości, zapewniający bogactwa znajdujące się w morzu, w ziemi oraz wszelką roślinność. Wzmianka o nim pojawiła się po raz pierwszy w starej legendzie fińskiej, opowiadającej o początkach świata, czyli w „<i>Kalaveli</i>”. Pytanie tylko, czy to wszystko ma coś wspólnego z recenzją książki, którą mam zamiar przedstawić? </div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Okazuje się, że tak i to całkiem wiele. Bowiem trylogia, której pierwszy tom mam już za sobą, ukazuje współczesną Finlandię, a dokładniej zmagania trójki młodych ludzi, którzy są zmuszeni zapobiec scaleniu w jedno Sampo – a musicie wiedzieć, że został on wcześniej rozbity na kawałki, które zapewniły bogactwo na różnych miejscach naszej planety. Całkiem sprawiedliwie, prawda? Tymczasem ktoś uparcie dąży do odnalezienie ostatnich odłamków, nie zważając na to, jaki ma to skutek na klimat i że wielu ludzi może umrzeć. Czas płynie nieubłaganie...<br />
<a name='more'></a></div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Zanim jednak grupa młodych przyjaciół dowiedziała się o tym, jaką misję ma przed sobą, wiodła dość normalne życie. Choć może niekoniecznie, jeśli wspomnieć o tym, że ojcowie bohaterów zaginęli w tajemniczych okolicznościach jakiś czas temu. Jednak żyli jak reszta rówieśników. Aż nagle, w Święto Wiosny, Ahti, dwunastoletni chłopiec, zaczyna grać na dziwnym kantele. Wówczas Ilmari, jego kolega, widzi, jak fotel dyrektora zapada się pod ziemię. Fantastycznych zjawisk pojawia się coraz więcej, wszystko jest coraz bardziej poplątane, choć pod koniec większość spraw się krystalizuje. Fabuła jest bardzo prosta i nie trzeba być wielce oczytanym, aby domyśleć się szczegółów – i mówi to nastolatka, do której w zamyśle jest kierowana ta opowieść. Co nie oznacza, że nie wzbudził we mnie emocji punkt kulminacyjny, wydarzenia go poprzedzające ani że na końcu wcale nie powiedziałam: „<i>Łał!</i>”. Bowiem chyba mi się wyrwało. </div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Chyba, ponieważ za bardzo zajęta byłam przewracaniem kartek. Jedna z najbardziej zaskakujących rzeczy w tej książce, to styl. Wszystko zgrabnie zaprezentowane, zarówno sytuacje z dnia codziennego, jak i te bardziej przyprawiające o gęsią skórkę. Jestem zdziwiona, ponieważ od dawna nie miałam w rękach książki traktującej o dzieciach tak naprawdę, a literatura z tego terenu mało komu kojarzy się z czymś przyjemnym. Pochłania się to o tyle szybko, że czcionka jest miła dla oka, a tytuły najwyraźniej żywcem wzięte właśnie z owej starej legendy, na której bazuje opowieść. A co jednocześnie ładnie nawiązuje do tematu danego rozdziału.<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/d/d8/Gallen-Kallela_The_defence_of_the_Sampo.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="191" src="http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/d/d8/Gallen-Kallela_The_defence_of_the_Sampo.png" width="200" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">obraz ilustrujący legendę o Sampo</td></tr>
</tbody></table></div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Na pierwszy plan w decydujących momentach wysuwa się Ahti i to o nim mogę powiedzieć najwięcej. Jest postacią, którą polubiłabym także prywatnie – śmiałą, dowcipną, podchodzącą lekko do życia ( przede wszystkim do szkoły), gwałtowną, a przy tym często działającą na własną rękę, co nie kończy się dla niego zbyt dobrze. Resztę bohaterów również mogłabym podsumować w kilku słowach: Ilmari to przyjaciel, który nie zawiedzie, powie szczerą prawdę i jest bardziej rozsądną częścią zespołu, majsterkowicz. Zaś jego siostra, Anni, to w zetknięciu z Ahtim ogień i woda. Jest inteligentna, ma mocny kręgosłup moralny, szybko kalkuluje, oczytana. „<i>Ale to w końcu tylko dzieci...</i>” i wydaje mi się, że autor nieco spłycił ich charaktery, podchodząc do tego w ten sposób. Można uznać to za czyste czepialstwo (w końcu sama sobie tak wmawiałam), bo bohaterowie zbyt wielkich, jak dotąd, szans na wykazanie się w ekstremalnych warunkach ( gdzie nie mogliby polegać na dorosłych) nie mieli. Jednak wydaje mi się, że mogłoby być odrobinę więcej wczucia w ich psychikę. Tym bardziej, że rozmawiają nie jak dzieci kończące podstawówkę, a już prędzej gimnazjum. </div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Zaskoczyło mnie jednak to, że Timo Parvela tak umiejętnie naszkicował postacie drugoplanowe, co sprawiło, że ich losy przyćmiły niejednokrotnie główny wątek. Choć w zasadzie wszystko można opisać jak cienkie strumyki, łączące się w jedno i wpadające do rzeki. </div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Świat opisany składa się z dwóch płaszczyzn, które mogę określić jako „<i>naszą strefę</i>” i „<i>ciemną strefę</i>”. W tą drugą wczuć się przyszło mi trudniej, bo i fragmenty poświęcone temu obszarowi były owiane tajemnicą. W kilku momentach się wciągnęłam, ale myślę, że podstawowym błędem jest fakt, że niewiele wiadomo o „<i>Tym Złym</i>”. Mogę się tylko domyślać, że więcej o nim dowiem się kolejnych częściach.</div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">A przeczytam je z pewnością. Chociaż mogłabym twierdzić (i robiłam to wielokrotnie), że mam tutaj do czynienia z raczej mało skomplikowaną historią, gdzie nad kilkoma rzeczami warto byłoby popracować, a która nie uniknęła porównań z serią „<i>Gone</i>”. W końcu stwierdziłam, że nie warto robić czegoś takiego. Inna mentalność, inna baza, inna otoczka, aż wreszcie inny przekaz. Zresztą w połączeniu z muzyką, dość energiczną (polecam soundtrack do „<i>Hanckocka</i>”), czytało się naprawdę świetnie. I choć zwykło się I część cyklu napisać jak najlepiej, by sknocić resztę – a o tym, mimo wszystko, tutaj nie mogę mówić - to tym razem mam wielką nadzieję, że będzie zupełnie na odwrót. W końcu ta seria jest autorstwa jednego z najpopularniejszych pisarzy w Finlandii (w Polsce można szukać jego „<i>Ella i przyjaciele</i>”), a na to miano sobie czymś zasłużył.</div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;"><br />
</div><div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;"><br />
</div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;"><br />
</div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;"><i>Książkę otrzymałam od <b>Wydawnictwa Kojro</b>, za co serdecznie dziękuję:)</i></div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;"><br />
</div><div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;"><br />
</div><div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;"><span style="font-size: 32pt;">*</span></div><div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;"><br />
</div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Teraz muszę wyjaśnić kilka spraw. Wiem, że wielu czytelników zbiegiem okoliczności wyparowało wraz z nadejściem mrozów. Trudno, będę musiała budować ten blog, tę Hermę, cegiełka po cegiełce na nowych fundamentach. Czemu jednak przeprowadziłam się z Onetu? Jeśli ktoś się tego nie domyśla, to jest prawdziwym szczęściarzem, ponieważ nie wie nawet troszkę, jaką katorgą jest momentami ustawienie na blogu na tamtym serwisie nawet banalnego szablonu. Ostatnio nie mogłam nic zapisać, opublikować, zmienić szablonu, aż wreszcie blog przestał wyświetlać się jako istniejący. Wówczas stwierdziłam, że trzeba zacząć uczyć się obsługiwać blogspota. Poza tym, nie oszukujmy się, na Onecie ciężko zrobić „karierę”, ponieważ recenzentów tam bytujących można policzyć na palcach jednej ręki. Mam nadzieję, że tutaj ilość wpisów pod notkami będzie zdecydowanie większa. Jednocześnie chcę powtórnie zaznaczyć, że ten blog jest przeniesiony, czyli ma już prawie pół roku.</div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Tym samym oświadczam, że „Magię stron” uznaję za otwarte:) </div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;"><br />
</div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">P.S. Jeśli kogoś zachęciły moje wpisy, to śmiało proszę komentować – ja naprawdę uwielbiam czytać Wasze opinie i na nie odpowiadać. </div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;"></div>Hermahttp://www.blogger.com/profile/06824152052310478486noreply@blogger.com20tag:blogger.com,1999:blog-8454312000469936560.post-79424075934150683712012-01-27T04:31:00.007-08:002012-07-24T14:02:45.721-07:00„Perła Szanghaju” Antoni Marczyński<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://img839.imageshack.us/img839/5499/peraszanghaju.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://img839.imageshack.us/img839/5499/peraszanghaju.jpg" /></a></div> „<i>Perła Szanghaju? O, słyszałam o tym. Czekaj, napisał to Antoni Marczyński? Czy on czasem nie tworzył kryminałów?” </i>- wielu mogło tak pomyśleć. A nawet klasnąć w dłonie, dowiedziawszy się o wznowieniu głośnej powieści przez wydawnictwo Videograf II. Ja natomiast stwierdziłam, że polski kryminał, zwłaszcza przedwojenny, może okazać się niezapomnianą podróżą w głąb ojczyzny, ale także innych zakątków świata. Żywiłam nadzieję na akcję, humor i klimat rodem z filmów o Jamesie Bondzie czy Indianie Jonesie. Niestety, najwyraźniej zbyt wielką. <br />
<div style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Już od pierwszej linijki zostajemy wciągnięci w wir przygód, które są udziałem pewnej ślicznej Niemki i towarzyszącego jej literata z Polski. Wszystkie kłopoty, które spadają na tę dwójkę, wiążą się z wujem panny, mieszkającym w odległej Azji, a do którego Lotte przybywa.<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"></div></div><div style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Myślę, że tyle informacji powinno być podane na tylnej okładce. Tymczasem znajduje się tam niemal pełny opis historii, co skutecznie zmniejsza poziom zainteresowania czytelnika pozycją. Nie oznacza to jednak, że sama fabuła nie jest zajmująca – wprost przeciwnie. Ale było tak tylko w niektórych momentach, kiedy nagle coś się ruszało i człowiek niemal z wypiekami na twarzy przewracał strony. W pozostałych z półprzymkniętymi powiekami wzdychałam, patrząc ile jeszcze mi do końca zostało, omijając szerokim łukiem rozwlekłe, choć piękne opisy przyrody, mimo że z reguły bardzo mnie pociągają. Tutaj, nawet jeśli zaznaczono, że to książka przede wszystkim podróżnicza i ma obfitować w opisy kultur, zjawisk, budowli itp., to jakoś nie zainteresowała mnie na tym polu. Tym bardziej, że panuje opinia, jakoby to konkretne dzieło było przede wszystkim kryminałem. A skoro tak, to wymagam, aby mnie czymś zainteresowało, czymś nietuzinkowym, porwało i nie wypuściło. </div><a name='more'></a><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://img802.imageshack.us/img802/6106/szanghajwlatach30.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="221" src="http://img802.imageshack.us/img802/6106/szanghajwlatach30.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Szanghaj w latach 30 XX wieku</td></tr>
</tbody></table><br />
<div style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Nie jestem zbyt wymagającym odbiorcą, choć mimowolnie, zwłaszcza w tego typu historiach, staram się ubiegać autora i zastanawiać się, czy dobrze kojarzę. Zdarzyło się wielokrotnie, że miałam rację - czy to nie oznacza, że intryga jest mało skomplikowana? Najwięcej się dzieje pod koniec i mimo rzucanych pośpiesznie nazwisk, faktów, miejsc byłam oczarowana akcją. Sama zaś końcówka jest mocna, nieprzewidywalna i łączy w sobie wszystko, czego wymagałam od „<i>Perły Szanghaju</i>” jako całości, nie zaś pojedynczych elementów.</div><div style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Warto byłoby też zwrócić uwagę na kreację postaci. Główny bohater, a zarazem narrator, to dość rozsądny mężczyzna, inteligentny, szybko kojarzący fakty, podejrzliwy i trochę za bardzo kochający swą przyjaciółkę, co niemal przez cały czas działało mi na nerwy. Czemu? Bowiem Charlotte nie była nikim więcej jak Mary Sue, może odrobinę lepiej rozpisaną. Przypominała wszystkie słodkie dziewczątka, które w tamtym okresie kradły męskie serca i niczym szczególnym mnie nie ujęła. Pozostali byli nieźle nakreśleni, zwłaszcza pacjenci chorzy umysłowo. </div><div style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Do szewskiej pasji natomiast doprowadziły mnie liczne błędy, tym bardziej, ze to wydanie jest wzorowane na starym, ale poprawione. Nie jestem w tym punkcie czepialska – po prostu utrudniało to zrozumienie sensu zdań czy dialogów, bo nie wiadomo było, gdzie który bohater rozpoczyna swoją wypowiedź.</div><div style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Oprócz nudy czuć było też klimat tamtej dekady, egzotycznych miejsc (dżungla!), a lekki, przyswajalny styl oraz liczne dowody na zgłębienie tematu sprawiły, że miałam dość ciężki orzech do zgryzienia. Bo jaką ocenę wystawić? Tym bardziej, że książka, jaką miałam okazję przeczytać, zyskała miano klasyka. A moje zdanie o <i>„Perle Szanghaju”</i> chwiało się niczym chorągiewka na wietrze. Ostatecznie postanowiłam, że nie jest to tak zła powieść, aczkolwiek ci, co nie są przekonani do kryminałów czy literatury polskiej, opinii swojej nie zmienią. </div><div style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;"><br />
</div><div align="center" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;"><br />
</div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center;"><i><span style="font-style: normal;">Książkę otrzymałam od </span><b><span style="font-style: normal;">Wydawnictwa</span></b><span style="font-style: normal;"> </span><b>Videograf II, </b><span style="font-style: normal;">za co serdecznie dziękuję:)</span></i></div><div align="left" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;"><br />
</div>Hermahttp://www.blogger.com/profile/06824152052310478486noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8454312000469936560.post-55188442325261132652012-01-27T04:29:00.006-08:002012-07-24T15:04:37.618-07:00„Niebieski ptak” Piotr Wojasz<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://img408.imageshack.us/img408/2584/niebieskiptak.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="http://img408.imageshack.us/img408/2584/niebieskiptak.jpg" width="225" /></a></div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Teraz, patrząc na śliczną okładkę powieści napisanej przez Piotra Wojasza, dochodzę do wniosku, że w przypadku niektórych książek trzeba poczekać z wydawaniem opinii. Mój błąd, przyznaję. Bowiem nim na dobre ochłonęłam, napisałam wręcz wzniosły hymn na cześć „<i>Niebieskiego ptaka</i>” autorstwa wyżej wymienionego pana. Możesz się domyślić, że teraz moja opinia <span style="font-style: normal;">nieco</span> odbiega od tej sprzed kilku miesięcy.</div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;"><br />
</div><blockquote class="tr_bq"><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;"><a href="http://www.blogger.com/post-edit.g?blogID=8454312000469936560&postID=5518844232526113265" name="moreBookDescription"></a> "<i>Niebieski ptak</i>" to pełne pikanterii i rubasznego humoru wspomnienia cinkciarza, po mistrzowsku oddające absurdy peerelowskiej rzeczywistości lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Niepozbawiona sentymentu podróż autora w przeszłość jest przesycona gęstą atmosferą hotelowych barów, podejrzanych biznesów prowadzonych na obrzeżach prawa, szybkich romansów. Mnóstwo tu opisów miłosnych podbojów i nocnego życia w luksusowych kurortach tamtych lat, przez co powieść nawiązuje klimatem do kultowych filmów współczesnego polskiego kina, np. "<i>Wielki Szu</i>" czy "<i>Sztos</i>" </div></blockquote><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;"><br />
</div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Jak najbardziej zgadzam się z opisem wydawnictwa, jednakże nie byłabym taka pewna, czy jest to plus powieści. Ciężko też ją ocenić w pełni obiektywnie, gdyż ma na to wpływ wiele czynników m. in. to, że jestem kobietą, a co za tym idzie – razi mnie podejście bohatera, a zarazem autora książki do kobiet, uważając je zwyczajnie za „<i>zaliczone</i>”, które obserwuje, by ocenić, czy są na tyle atrakcyjne fizycznie, by poświęcić im swój cenny czas. Przy tym uważa płeć piękną (z nielicznymi wyjątkami) za idiotki.<br />
<br />
<a name='more'></a><br />
Nie mam pojęcia, czemu nie zauważyłam tego za pierwszym razem. Być może byłam pod wrażeniem samych opisów (naprawdę dosadnych i nie pozostawiających nic dla wyobraźni), jakiejś aury pewności siebie, która otaczała pana Piotra, tego, jakie ryzykowne życie prowadził i do czego doszedł dzięki swojemu sprytowi. A może zwyczajnie uznałam, że powinnam być zachwycona życiem i postępowaniem owego cinkciarza, ponieważ na innych blogach spotkałam się z samymi pozytywnymi wrażeniami. </div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Drugi aspekt: wydaje mi się, jakby narrator całej historii próbował pochwalić się swymi podbojami. Wielokrotnie wręcz daje do zrozumienia, że jest uzależniony od seksu (czy tylko mi nasuwa się skojarzenie ze znanym serialem: „<i>Californication</i>”?), choć niektóre „<i>przypadki</i>” wydają się być nie tylko zabawne, czy interesujące, lecz nawet bulwersujące (dość charakterystyczne staruszki - kto czytał, ten wie). Oprócz tego masa najróżniejszych ludzi, których autor doskonale pamięta, szkicując ich sylwetki mocną kreską. Jedną z najbardziej zapadających w pamięć osób jest pan Adam oraz Wala. </div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Ciekawie nakreślono także tamtejsze społeczeństwo. Widać gołym okiem różnice między szarym ludem a bogaczami tonącymi w zielonych. Jest to zupełnie odmienny obraz od tego stereotypowego (co niesie powiew świeżości – w końcu, ile można słuchać, że w kolejkach czekało się godzinami po kawę?). Trochę mniej czysty, mniej podziału na „<i>czerń</i>” i „<i>biel</i>”, widać w nim również odcienie szarości. Informacje o ważnych w tamtych czasach wydarzeniach wydawały się być wprowadzone mimochodem. Trochę szkoda, choć jednocześnie fantastyczne jest uchylenie rąbka tajemnicy: „<i>Jak oni to robili?</i>”. Trochę tej dumy, że wpuściło się kogoś innego w maliny, sporo też o maszynach i technice. W wiele z rzeczy, o jakich mowa, nie byłam w stanie uwierzyć – do tego stopnia były dziwaczne, obrzydliwe czy fascynujące, co jest jak największym plusem tego typu książki. Czuć klimat tamtych lat. Również zmęczenie widoczne już pod koniec, nerwy, dziwność, może powolne znudzenie. Znudzenie ciągłą pogonią za czymś nieuchwytnym, za pierwszą prawdziwą miłością?</div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">To książka, którą w zasadzie ciężko ocenić, o czym już mówiłam na wstępie. Ile w tym przekłamań, aby pokazać się w lepszym świetle (choć sam autor od razu temu zaprzecza), ile pominiętych wątków? W końcu to życie, prawdziwy kawałek ludzkiej egzystencji, opisany zresztą z lekkością, zabawnie, mocno, ze szczegółami niekoniecznie politycznymi (choć zakończenie wydaje się być urwane albo po prostu chciano przekazać coś, czego nie dane było mi odczytać). Czy Ci się to spodoba? Sprawdź sam. </div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;"><br />
</div><div align="center" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;"><br />
</div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 0.6cm;"><i>Książkę otrzymałam<b> </b>od<b> Wydawnictwa Videograf II</b>, za co serdecznie dziękuję:)</i></div><div align="right" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;"><br />
</div>Hermahttp://www.blogger.com/profile/06824152052310478486noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8454312000469936560.post-16684732235313072922012-01-27T04:25:00.007-08:002012-07-25T06:57:50.554-07:00„Maria” Heinz-Lothar Worm<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://img577.imageshack.us/img577/6811/mariav.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://img577.imageshack.us/img577/6811/mariav.jpg" /></a></div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Słyszysz trzy słowa: dziewiętnasty wiek i Niemcy. Oczekujesz czegoś oryginalnego, w końcu: ile książek o tym okresie, o tym miejscu wydano? Niewiele, doprawdy. I to jeszcze naprawdę dobrej literatury, pokazującej nietuzinkową opowieść, tło historyczne i żywe postacie. Czy to dostaniesz w „<i>Marii</i>” autorstwa Heinza-Lothara Worma? I tak, i nie.</div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;"><br />
<br />
<blockquote class="tr_bq"><a href="http://www.blogger.com/post-edit.g?blogID=8454312000469936560&postID=1668473223531307292" name="moreBookDescription"></a> Piękna i wzruszająca historia o miłości z przełomu XIX i XX wieku, pełna dramatycznych i niespodziewanych zwrotów akcji trzymających czytelnika w napięciu aż do ostatniej strony. Sięgając po książkę mamy okazję przenieść się w wiernie opisaną scenerię XIX-wiecznych niemieckich wiosek i miasteczek i wraz z parą głównych bohaterów przeżywać problemy, które napotykają podczas wędrówki. Możemy wręcz poczuć wiatr który pcha łódź Karola i Marii w kierunku nowego życia, jakie czeka ich w Ameryce, ale też razem z bohaterami przeżywać chwile grozy, kiedy i to marzenie zdaje się być niemożliwe do spełnienia. "<i>Maria</i>” jest na pewno ciekawie opowiedzianą historią. Ale nie tylko. Mieszkający w Hesji Heinz-Lothar Worm od lat zajmuje się badaniem historii życia lokalnej społeczności oraz zbieraniem informacji o miejscowych tradycjach. Dzięki temu osoby pojawiające się w książce są barwne i interesujące, sprawiając wrażenie postaci historycznych, których sposób życia i zwyczaje z perspektywy współczesnego czytelnika są niezwykle intrygujące. </blockquote><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;"><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;"><br />
<a name='more'></a><br />
</div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Teraz, kilka miesięcy po przeczytaniu owej lektury - na tyle wciągającej, bym bez problemu mogła skończyć ją w kilka godzin i jeszcze pamiętać najważniejsze fakty – stwierdzam, że nieco się zawiodłam. Uwielbiam historie, w których człowiek jest zdany tylko na siebie, w świecie, którego już nie ma. Tutaj to się nieco rozmywa. Owszem, są te wszystkie detale, który każdy kojarzy z Niemcami i Ameryką, krótkie, acz treściwe opisy, ale zabrakło mi tego „<i>czegoś</i>”. </div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Klimat, jaki stworzył ów germanista i nauczyciel, jest dość prosty, jakby chciał dać odczuć czytelnikowi, że przecież i bohaterowie tułają się od małej wioski do małego miasteczka. </div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Kiedy o tym piszę, natychmiast nasuwają mi się surowe twarze osób, które gdzieś głębiej trzymają w sobie ogromne pokłady wiary, miłości, wsparcia, poświęcenia. Im dalej, tym oczywistsze jest, że owa społeczność, która wyparła się zakochanej pary – Marii i Karola – tak naprawdę ich wspiera, na swój mało wyszukany sposób. </div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Swoją drogą, dziwi nieco to, jak mało o sobie wiedzą. W końcu żyją ze sobą po sąsiedzku od tylu lat! Uznałam to za osobliwe, biorąc pod uwagę miejsce, jak i czas akcji. </div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">Postacie to jedna z mocniejszych stron książki. Inne kobiety (być może z wyjątkiem tych, które poznała w czasie podróży przez Atlantyk do Ameryki – staruszka streszczająca swoje dzieje zrobiła na mnie duże wrażenie, jedna z najbardziej zapadających w pamięć osób, jakie można tu znaleźć) przedstawione zostały typowo dla tamtego społeczeństwa, gdzie mężczyznom w żadnym razie równe nie były. Chociażby Małgorzata jako załamująca ręce, oddalająca widmo nieszczęścia od siebie, głupiutka i słaba. I kontrast dla niej, czyli sama panna Ruppert – robiąca wrażenie na mężczyznach, opanowana, pełna nadziei, wiary, ale też i narastających wątpliwości. O sobie nie da również zapomnieć plejada najróżniejszych przedstawicieli płci brzydkiej – od zapalczywego, choć dobrego ojca do gorąco kochającego żołnierza oraz dobrotliwych pastorów. </div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">Wędrówka przez świat to jednocześnie wyprawa do korzeni wierzeń o mandragorze, która pojawia się także w sadze o „<i>Ludziach Lodu</i>” czy o „<i>Harrym Potterze</i>”. W międzyczasie można spotkać szczególiki z życia tamtejszej epoki, choć, szczerze mówiąc, liczyłam na większy nacisk na tło historyczne i na ojczyznę Marii, co było przecież tak oryginalne, a w efekcie nastroju nie budowało. </div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Nie miałabym nic przeciwko wzbogaceniu opisów zewnętrznych bohaterów, jak temu, gdyby autor pokazał dokładniejsze portrety psychologiczne bohaterów, a nie jedynie uchylał przed czytelnikiem rąbek tajemnicy. Wydaje mi się, że to tylko szkic prawdziwej historii, która zdecydowanie mogła być bardziej rozbudowana. Jakbym oglądała obraz za zasłoną, dialogi i wyobrażone przeze mnie gesty. Lub przekazywaną od wieków plotkę czy baśń. Z drugiej strony, Jane Austen również nie była miłośniczką opisów wyglądu, a mimo to nikt nie narzeka na to, gdy czyta jej książki. Może po prostu ja miałam ich niedosyt. </div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Mimo wszystko, nie żałuję tego, że poświęciłam czas na tę pozycję, ponieważ przewracałam kartki z coraz większą ciekawością, co się dalej wydarzy. To idealna powieść na jesienne dni, optymistyczna i lekka, mimo znacznych minusów i raczej nie wyróżniająca się z tłumu podobnych sobie historii.<br />
</div><div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 0.6cm;"></div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;"><i>Książkę otrzymałam od </i><i><b>Wydawnictwa Promic</b></i><i>, za co serdecznie dziękuję:)</i> </div></div></div>Hermahttp://www.blogger.com/profile/06824152052310478486noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-8454312000469936560.post-84696876651946730982012-01-27T04:21:00.003-08:002012-07-25T07:15:07.956-07:00„Wirus Ebola w Helsinkach" Taavi Soininvaara<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://img837.imageshack.us/img837/5550/wirusebolawhelsinkach.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://img837.imageshack.us/img837/5550/wirusebolawhelsinkach.jpg" /></a></div>Skandynawska literatura dotąd kojarzyła mi się z nie najlepszymi romansami, bardzo często osadzonymi w epokach, w których ludzie Północy mogli pochwalić się dużymi łupami wojennymi. Nauczyłam się, że mieszkańcy tamtych dość zimnych rejonów są obdarzeni iście gorącą krwią, z którą mogą konkurować Włosi czy Francuzi. <br />
<div align="justify" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Nie tak dawno rynek zaczęły podbijać kryminały. Cały świat oszalał na punkcie trylogii Larssona. A co za tym idzie, również za innymi książkami z tego gatunku i z tej części świata.</div><div align="justify" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Byłam bardzo ciekawa, w czym tkwi sekret popularności ich literatury, przesiąkniętej na wskroś chłodem i melancholią. Nie dowiedziałam się tego od koleżanek, które powiedziały, że powieści chociażby szwedzkie są najlepsze, bo... nie są amerykańskie i że każdy wie, czemu. Postanowiłam zakasać rękawy i wysnuć własne wnioski. Więc gdy dowiedziała się o książce „<i>Wirus Ebola w Helsinkach</i>”, z chęcią zaczęłam przewracać kartki. </div><a name='more'></a><br />
<div align="justify" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Jeśli miałabym porównać tę pozycję do jakiegoś zjawiska, to na pewno nie do obezwładniającego tornada czy fal tsunami, raczej do zdradzieckich piasków, które, paradoksalnie, tym bardziej interesowały, im głębiej w nie wchodziłam. Więc rzuciłam się w wir wydarzeń? Owszem, działo się i to naprawdę dużo, choć musiałam przywyknąć do różnicy, jaka wynika z tego, że czytam z reguły prozę zupełniej innej kategorii, operującą odmiennym językiem, nie tak rzeczowym i pokazującym tyle szczegółów czytelnikowi, co ten, którym posługuje się Taavi Soininvaara. Styl i fabuła są połączone ze sobą niewidzialnymi nićmi, co instynktownie każdy czytelnik czuje. Wypieków na twarzy nie stwierdziłam, co oznacza, że pod względem akcji było tutaj słabo, prawda? Ależ nie, naprawdę recenzje zamieszczone na skrzydełku się sprawdziły, bo każda postać wnosi jakieś nowe wydarzenie, fakt, pułapkę. To nie jest typowa lektura tego rodzaju, gdzie przyczyny postępowania zbrodniarza są nam niejasne aż do emocjonującego finału. Nie, tutaj właśnie motywy są tym, co wyłania się już na wstępie. Byłam tym pozytywnie zaskoczona. Poza tym ci zmanipulowani na różne sposoby ludzie naprawdę dobrze gimnastykują i zachwycają wyobraźnię. Gdyby tylko ów nieszczęsny styl! </div><div style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Miałam niedosyt detali, a tu jest ich sporo, dlatego tak łatwo było mi stwierdzić już po kilku słowach - wskazówkach, z kim mam do czynienia. Bohaterowie, mimo ledwie muśniętego opisu wyglądu zewnętrznego, byli stworzeni z krwi i kości. Poruszali się, mówili, denerwowali się, bali, skupiali i biegli, biegli, biegli, biegli co tchu w mojej głowie, która stworzyła najróżniejsze plany, nakładające się na miasto – stolicę Finlandii. Zwłaszcza przypadł mi do gustu pod względem konstrukcji i logiki generał Raimo Siren, który jest idealnym przykładem, że nie ma ludzi złych, tylko dokonujących wyborów, które zapewniają im dogodne życie. Przyznam, że ujął mnie kontrast pomiędzy rockowym brzmieniem ulubionych składanek Ratama a klasyczną muzyką Sibeliusa. Jednak autor zapomniał, że czasem warto zatrzymać się, poukładać, a nie zasypywać informacjami, które trzeba umiejętnie wpleść w dialogi, w krótkie opisy, zamiast męczyć odbiorcę, który z ponurą miną liczy kartki, jakie pozostały mu do końca.</div><div style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Jestem niemal zachwycona korektą - błędy można by było policzyć na palcach jednej ręki. Niestety, im dalej, tym ich troszkę więcej, ale mimo to spisano się w tym wypadku naprawdę dobrze. </div><div align="justify" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Fabuła klasyczna dla kryminałów, choć bardzo ładnie się zapowiadało, tym bardziej, że nie chciałam psuć sobie przyjemności z czytania i bez znajomości opisu na tylnej okładce zabrałam się do kompletacji dzieła Taaviego Soininvaara. Jednak brakuje tu jakiegoś urozmaicenia, pobocznych wątków. Wszystko dało się przewidzieć, gdyż już na samym początku poznajemy przyczyny działania generała. Choć nie powiem, końcówka jest jak najbardziej zaskakująca i sądzę, że mogłaby powstać nawet kontynuacja. Z chęcią bym takową poznała. A pewnie nie tylko ja. Osobom, które jeszcze nie wiedzą zbyt wiele o tym gatunku literackim, mogę tę pozycję polecić, gdyż jest sztampowym przykładem literatury skandynawskiej. </div><div align="center" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;"><br />
</div><div style="text-align: center;"><i>Książkę otrzymałam od <b>Wydawnictwa Kojro</b>, za co co serdecznie dziękuję:)</i></div>Hermahttp://www.blogger.com/profile/06824152052310478486noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8454312000469936560.post-79544534619209886472012-01-27T04:18:00.003-08:002012-07-25T07:38:02.217-07:00„Listy z jeziora” Agnieszka Korol<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://img687.imageshack.us/img687/1298/listyzjeziora.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://img687.imageshack.us/img687/1298/listyzjeziora.jpg" /></a></div> Książkę Agnieszki Korol kilka miesięcy temu wypatrzyłam w katalogu księgarni Weltblid. Zainteresowałam się zwłaszcza tym, że akcja rozgrywa się na Mazurach, czyli w miejscu, w którym sama mieszkam. Pewnego dnia zobaczyłam w sprzedaży „<i>Listy z jeziora</i>” autorstwa czterdziestosiedmioletniej nauczycielki, która ma na swoim koncie również bajki dla dzieci, między innymi „<i>Bajki o smokach podróżnych</i>”. Bez wahania wybrałam to dzieło i już kolejnego dnia mogłam poznać losy Ireny, która dostaje tajemnicze, oskarżycielskie listy w zielonych kopertach. Ich autor podpisuje się imieniem Albert. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że tak nazywał się jej mąż, który zaginął dwadzieścia pięć lat temu... <br />
<div align="justify" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Już od pierwszej strony wsiąkamy w ten maleńki świat Sierady, w której mieści się luksusowy pensjonat. Wszystko dzieje się w rytmie życia ludzi przebywających w okolicy tego ośrodka. Ich problemy, uciechy, bliscy są dobrym dodatkiem do dramatu Ireny. Ogół jest realistycznym odbiciem typowych wakacji w sielskim zakątku, a jednocześnie nawet najnudniejszy dzień wypełnia coś zabawnego czy bulwersującego. Nie pochłaniają one uwagi i można przejść kilka stron dalej bez efektu: "<i>Czyżbym o czymś zapomniał(a)?</i>". Być może jest to plus powieści, jednak ja lubię książki z dreszczykiem, który mi opis owej pozycji zapewniał.</div><a name='more'></a><br />
<div align="justify" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Spodobała mi się natomiast kreacja bohaterów. Z każdym rozdziałem ich przybywało, a jednak nie miałam problemu z przypomnieniem sobie najmniej znaczącego epizodu. Autorka postawiła na opisywanie cech ich charakterów poprzez dialogi, co naprawdę trudno dobrze wykonać, zaś tutaj efekt był całkiem niezły. Główna bohaterka to Irena Szarada. Nazwisko, jakie nosi, oznacza zagadkę i idealnie odzwierciedla jej osobowość. Intrygowała swoim dystansem, wręcz chorobliwą nieufnością w stosunku do ludzi, co wyjaśnia się wraz z poszlakami, które możemy znaleźć jedynie w przypuszczaniach jej znajomych. Cieszyło mnie to, że nie jest kolejną mdłą Mary Sue, ale im dalej pogrążałam się w czytaniu, tym mocniej działały mi na nerwy jej podejrzenia, jakimi obrzucała każdego, kto powiedział coś według niej podejrzanego lub po prostu nawinął się jej pod rękę. Pozytywnie zaskoczyła mnie mała Marcelina, zabawiająca się w detektywa, która dzięki swej dziecięcej przenikliwości dostrzegła więcej od reszty. Chwyciła za serce tym, że jest taka radosna, żywa i bystra.<br />
Nie spodobała mi się główna para – Sylwia i Krzysztof, którzy jednocześnie chcieli i nie chcieli być razem. O wiele bardziej przypadła mi do gustu zabawna, natrętna Kasia, która miała chęć na złapanie przystojnego Krzyśka Wierskiego oraz jej Filip, chłopak, który nieba by jej przychylił. Niektórzy z nich jak państwo Sowowie czy właśnie Sylwia Garska ukazali swoje lepsze oblicze raz z rozwojem wydarzeń. <i>Pierwsze wrażenie jest najważniejsze </i>– to wyrażenie w moim wypadku odnosi się do Izabeli, której, jak mi się wydawało, nie cierpi Irena za jej uporczywe wwiercanie się oczami, jakby chciała przejrzeć myśli wybranego człowieka. Potem bardzo ciężko było mi odkleić od niej etykietkę rażącej dziwaczki. </div><div align="justify" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Oszczędne opisy mnie nie usatysfakcjonowały. Ciężko byłoby mi powiedzieć nawet, jaki kolor włosów ma Irena lub jaki kształt posiada jezioro, nad którym leży ten niby piękny dom. „Pi<i>ękny</i>” to subiektywne wrażenie. Nie zauważyłam żadnych wyjaśnień, dlaczego jest on tak elegancki, w jakim stylu został wybudowany, kiedy go postawiono ani nie zobrazowano mi powierzchowności Izabeli lub Marceliny. Niektórzy czytelnicy jednak lubią mieć pole do manewru w wyobrażeniu sobie ulubionej bohaterki, wymarzonego miejsca... </div><div align="justify" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Styl literatki jest prosty, bez zbędnych ozdobników. Według mnie ujmuje to uroku tej powieści, która i tak jest zbyt gnuśna, bez polotu i tego „<i>czegoś</i>".</div><div align="justify" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Brakowało mi nieco detali, które budowałyby nastrój – ulubionych piosenek z młodości dwóch przyjaciółek, może jakichś zabawnych powiedzonek Józefa, który przecież cały czas każdego pragnął rozbawić? Tu pierwsze skrzypce gra niepokój, ukazujący się w dialogach, niby zdawkowych, a równolegle tak pasujących do strachów Szarady. Są lekkie, naturalne i łatwo dopasować je do do odpowiedniej osoby, szczególnie w przypadku kucharki Łucji, która zwraca się do innych troszkę surowo, jednakże czuć pod tą skorupą duże pokłady czułości. </div><div align="justify" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Według opisu czytelnik miał prawo spodziewać się kryminału z dobrze rozpisanym tłem. Autorka jednak poległa na obu polach i choć rozpływałam się nad opisami oraz kreacją bohaterów, to nie powiedziałabym, że jest absolutnie zachwycona powieścią, która nie dążyła do niczego konkretnego. Mimo to - a może właśnie dlatego - zdobyła ona uznanie w oczach innych. Jeśli lubisz ciepłe powieści, które dają nadzieję, to czemu mam Cię zniechęcać do jej przeczytania? </div><div align="center" style="margin-bottom: 0cm;"><div style="text-align: left;"><br />
</div><i>Książkę otrzymałam od <b>Wydawnictwa Promic</b>, za co naprawdę serdecznie dziękuję.</i></div>Hermahttp://www.blogger.com/profile/06824152052310478486noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8454312000469936560.post-66137307327769443402012-01-27T04:15:00.003-08:002012-07-25T06:54:47.179-07:00„Zamek i klucz” Sarah Dessen<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://img407.imageshack.us/img407/2408/zamekiklucz.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://img407.imageshack.us/img407/2408/zamekiklucz.jpg" /></a></div><blockquote class="tr_bq"><i> </i><i>Ruby, nastolatka porzucona przez matkę i zdana tylko na siebie, dostaje szansę od losu. Wydaje się, że zamieszkanie w luksusowym domu siostry, piękny pokój, prywatna szkoła oraz modne ciuchy pozwolą jej zostawić za sobą dawne życie i wszelkie troski. Jednak dziewczyna nie dopuszcza nikogo do siebie i nie potrafi nawiązać relacji z siostrą. Do głosu dochodzą mroczne rodzinne sekrety… Tylko Nate, miły chłopak z sąsiedztwa, zdaje się ją rozumieć. Sam również skrywa tajemnicę.</i></blockquote><br />
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 17pt;">Miałam obawy co do tej pozycji, gdyż wyglądała jak typowa lektura dla nastolatek, które nie liczą na nic więcej niż „<i>Ona kocha jego, ale nie wie, czy on ją kocha, on też, ale jednak się rozstają, ojej, straszne, o, patrz, a jednak do siebie wrócili! Jej!</i>”. Zaintrygowała mnie natomiast okładka (bo choć różowa, to bez obecności całującej się namiętnie pary i niepotrzebnych zdobień), tytuł oraz grubość książki – niby o czym da się pisać przez ponad trzysta stron?! (Pomińmy słynny przypadek Stephenie Meyer i jej „<i>Zmierzchu</i>”). Okazuje się, że jest o czym i to w taki sposób, że przeczytałam książkę w kilka dni, nie mogąc się zupełnie od niej oderwać, a choć minęło sporo czasu, nadal wspominam ją bardzo miło. </div><div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 17pt;">Powieść opisywana jest oczami siedemnastoletniej Ruby, którą poznajemy w chwili, gdy po raz pierwszy widzi swoją elegancką sypialnię w domu jej starszej siostry. Powoli cofamy się przeszłość. Okazuje się, że matka rudowłosej Ruby to alkoholiczka, która pracowała dorywczo, miała napady złego humoru (podczas których rzucała naczyniami i zapominała o tym, że są urodziny jej córeczki lub święta Bożego Narodzenia), uciekała przed podatkami, rachunkami czy ludźmi, którzy pragnęli sprawdzić, co się dzieje, a jej najmłodsza pociecha to wszystko tolerowała i pomagała poprzez podwożenie do pracy czy tłumaczenie. Pewnego dnia matka znika, zostawiając ją samą z kluczem od domu, który zawiesiła sobie na szyi jak wisiorek oraz długami. Wówczas dziewczynie pomaga pomoc społeczna i wracamy do punktu wyjścia. Sarah pokazuje nam dwa różne punkty widzenia na tę samą sytuację, dzięki czemu nabiera ona szczegółów i wreszcie wiemy, jaka jest prawda. </div><div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 17pt;">Na pewno nie tego się spodziewałam, gdy po nią sięgałam, bo różni się od większości książek o podobnym schemacie (w każdym razie takim, jaki się na pierwszy rzut oka wydaje, bo nie jest to do końca romans, raczej obyczajowa opowieść dla młodzieży). Nie inaczej jest z główną bohaterką. To dziewczyna inteligentna, trzymająca się na uboczu dla własnego bezpieczeństwa, twarda, odpowiedzialna, zamknięta w sobie, znająca chyba wszystkie wybiegi oraz najgorsze sztuczki, które poznała nim na dobre weszła w świat dorosłych. Podziwiam ją za to, że się nie poddaje, stara się utrzymać na powierzchni, być kimś lepszym – lepszym od jej matki. Jednocześnie ogromnie jej współczuję, gdyż wiele z planów, które sobie usnuła, nie ma prawa się ziścić przez to, gdzie się urodziła.</div><a name='more'></a><br />
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 17pt;">Oczarował mnie styl pisania Dessen. To coś naprawdę niezwykłego, gdyż bardzo trudno pisać w pierwszoosobówce, aby nie wydało się to drewniane, a jednocześnie, by nie zapomniano o tym, że bohater mówi mową raczej potoczną. Sarah zachowała oba składniki, co się chwali. Jej niecodzienne rozważania wplecione w fabułę opowieści sprawiają, że nabierają nowego koloru, czegoś świeżego. Dzięki niej nauczyłam się patrzeć na te same sprawy pod innym kątem. Krótkimi zdaniami zakreślała w fantazyjny sposób całą sytuację. </div><div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 17pt;">Także to, w jaki sposób pisze, wpłynęło na to, jak wykreowała swoich bohaterów. Jest ich tyle, by wypełnić cały świat naszej Ruby. Autorka roztacza przed nami wizję ich sytuacji rodzinnej, tego, jacy są wyjątkowi, a jednocześnie tacy jak my – walczący z murami, jakie wokół siebie wybudowali. Cały czas towarzyszą nam ich zabawne perypetie, plany na przyszłość, odwaga i wytrwałość w dążeniu do celu i drobne tajemnice. Tak naprawdę mroczne widma, z jakimi mieli niby walczyć Nate oraz Ruby są raczej oczywiste, chociaż nie zaprzeczę, że zaskoczyło mnie to, jak wiele łączy tych sąsiadów ze sobą. Nawet epizodyczne postacie nie są w żadnym razie niepozorne dzięki poczuciu humoru i temu, jaki wpływ mają na życie dziewczyny. </div><div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 17pt;">Bo to nam pokazuje „<i>Zamek i klucz</i>” – że czasem wystarczy jeden ruch, by wszystko zburzyć, jedna kropla, która przeleje czarę goryczy. Tego uczucia na pewno tutaj nie brakuje. W przeciwieństwie do płynących w morzu lukru i miodu opowiastek amerykańskich pisarzy, ta historia sprawiała, że śmiałam się wraz z bohaterami, z ich sukcesów, jednocześnie mając łzy w oczach, ponieważ wiedziałam, ile trudu ich to kosztowało. Nie wszystko przychodzi z łatwością, lecz na pewno da się wiele przezwyciężyć, by móc cieszyć się spełnieniem. </div><div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 17pt;">Zżyłam się z każdą z postaci i choć teraz ich imiona gdzieś się rozmyły, pamiętam najdrobniejsze cechy ich charakterów. Podobały mi się relacje Cory i Ruby - sióstr, które muszą nauczyć się ponownie sobie zaufać i żyć ze swoją nie najlepszą przeszłością.</div><div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 17pt;">Z żalem odłożyłam tę pozycję na półkę w bibliotece miejskiej. Miłe w dotyku, ładnie wydrukowane i świetnie sprawdzone kartki były warte każdej sekundy, którą przy nich spędziłam, mimo, że nie było to może arcydzieło literatury.</div><div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 17pt;"><br />
</div>Hermahttp://www.blogger.com/profile/06824152052310478486noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-8454312000469936560.post-46185545293346913272012-01-27T04:11:00.004-08:002012-07-25T07:12:29.317-07:00„Wyspa zapomnienia” Dennis Lehane<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://img577.imageshack.us/img577/1696/wyspazapomnienia.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://img577.imageshack.us/img577/1696/wyspazapomnienia.jpg" /></a></div><blockquote class="tr_bq"><i> Zimna wojna. Szpital Ashecliffe, w którym osadzeni są psychicznie chorzy przestępcy, wznosi się posępnie na odludnej wyspie u wybrzeży Ameryki. Niewielu przyjezdnych kiedykolwiek postawiło tam stopę, pacjenci zaś prawie nigdy stamtąd nie wracają. Kiedy więc szeryfowie Teddy Daniels i Chuck Aule przybywaj na wyspę, by przeprowadzić śledztwo, modlą się w duchu, by ich pobyt nie potrwał długo…</i></blockquote><br />
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 17pt;">Z reguły mam do czynienia z romansami, obyczajówkami, dramatami czy ewentualnie powieściami przygodowymi i nie rzadko z nutką komedii. Z racji tego, ze ekranizacja dzieła Dennisa Lehane’a miała w tym roku wejść na ekrany kin (znaczy się, w dwa tysiące dziesiątym, gdyż właśnie wtedy miałam styczność z ową pozycją) postanowiłam przyjrzeć się jej z bliska. Ani przez moment nie zawahałam się, gdy ujrzałam mroczną mini-okładkę oraz opis z tyłu książki, który mówi: <i>„Nawet najbardziej przenikliwy wielbiciel thrillerów do ostatniej strony będzie zadawał sobie pytania”.</i> Ja wielbicielką, jak już wspomniałam, tego gatunku nie jestem i to była moja pierwsza próba, dlatego oczekiwałam, że słowa są grubo przesadzone. Na szczęście, bardzo się myliłam. </div><a name='more'></a><br />
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 17pt;">Przede wszystkim: nastrój. Już od prologu czuć, że będzie to niezwykła podróż, faktycznie w klimacie tamtej dekady (a muszę przyznać, że ostatnio bardzo interesują mnie lata pięćdziesiąte ubiegłego wieku). Stroje pielęgniarzy, ukradkowa wymiana zdań, nietypowe gesty, dekoracja gabinetów, zaniedbana wyspa, wichura, wilgoć, szczury oraz cała masa innych detali – to wszystko buduje w wyśmienity sposób atmosferę tego miejsca. Cała Wyspa Zapomnienia – swoją drogą bardzo ciekawa nazwa - przesiąkła mrokiem, tajemnicą i cieniami, kryjącymi się przed ludzkim wzrokiem. Autor tworzy go kilkoma słowami, wszystko jest idealnie wyważone, nic na siłę. Metafory przeplatają się z pięknymi opisami natury oraz uczuć wewnętrznych.<br />
Właśnie, opisy! One pełnią tu ważną rolę – pokazują najmniejszy grymas Teddy’ego czy Chucka i sprawiają, że mogę podejrzewać najbardziej niepozorną postać (a tych jest tutaj całkiem sporo i każda zapada w pamięć, co się chwali) o najokrutniejsze zbrodnie, co zresztą czynią nasi główni bohaterowie. <br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://img707.imageshack.us/img707/1696/wyspazapomnienia.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="213" src="http://img707.imageshack.us/img707/1696/wyspazapomnienia.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Ekranizacja Scorsese'a z Leonardem Di Caprio</td></tr>
</tbody></table></div><div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 17pt;">Są zbudowani na zasadzie pewnych kontrastów, ale jednak ten fakt dziwnym trafem nie gryzie. Choć jest to dramat psychologiczny i dość ponury, nie brakuje w nim właśnie smaczków humorystycznych, typowych dla naszego Chucka - jego ciętego języka, papierosów, przekleństw czy gier w karty. Nawet w trakcie najbardziej posępnego wywiadu z sanitariuszami udaje mu się uśmiechnąć szeroko i rzucić jakąś zabawną uwagę. A jednocześnie właśnie jego optymistyczna natura podkreśla tę złowróżbną aurę, jaka otacza izolowany szpital psychiatryczny. </div><div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 17pt;">Akcja nabiera tempa z każdą poszlaką, choć wydaje się, że ta dwójka kręci się w kółko. Napięcie rośnie, aż w końcu… nie, tego nie mogę zdradzić i musicie przeczytać to sami, uważnie i powoli. </div><div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 17pt;">Nie wiem, czy zakończenie jest bardzo zaskakujące. To i owo musiałam podświadomie przeczuwać, ale mimo wszystko pochłaniałam każde zdanie z niedowierzającym kręceniem głową. Jeśli miałabym ją określić jednym słowem, byłoby to: niepokojąca, niepokojąca i jeszcze raz niepokojąca.</div><div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 17pt;">Lektura jest niewielka, a czyta się ją tym szybciej, że jest podzielona w bardzo interesujący sposób – na trzy podstawowe etapy, trzy dni. Błędów niewiele, jeśli w ogóle takowe występują. Czcionka jest duża i jakoś dziwnym trafem od razu wtapia się w tą opowieść, w każdym razie w formie, jaką zaproponowało Wydawnictwo Reader’s Digest. Dlatego polecam ją każdemu, kto chciałby się przekonać, co ma nam do zaoferowania autor książki <i>„Rzeki tajemnic”, </i>a już szczególnie na deszczowe popołudnia, którym towarzyszy koc i ciepłe cappuccino.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.youtube.com/embed/4dXC9keoKQA?feature=player_embedded' frameborder='0'></iframe></div></div>Hermahttp://www.blogger.com/profile/06824152052310478486noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8454312000469936560.post-55030073715623893082012-01-27T04:10:00.002-08:002012-07-25T07:27:35.161-07:00„Wierność w stereo” Nick Hornby<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://img20.imageshack.us/img20/9316/wiernowstereo.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://img20.imageshack.us/img20/9316/wiernowstereo.jpg" /></a></div>Gdybym napisała tę recenzję wczoraj, brzmiałaby zupełnie inaczej. Na szczęście, około dziesiątej wieczorem zaczęłam przeglądam książkę Nicka Hornby'ego, nie dowierzając, że autor <i>„Był sobie chłopiec” </i>(co prawda, oglądałam tylko ekranizację, ale scenariusz nie wziął się z powietrza, prawda?)<i></i>, którego pięć filmów zekranizowano, wiele esejów wydano również w Polsce i także był recenzentem, mógł zrobić mi taką krzywdę. Początkowo przeglądałam książkę o wdzięcznym tytule: <i>„Wierność w stereo”</i> wyłącznie ze względu na ogromną ilość muzyki, bo ten człowiek (i bohater) ma wręcz obsesję na jej punkcie. Nim zdążyłam zauważyć, zamiast notować kolejny tytuł bądź osobowość, wczytywałam się w nieco skomplikowany monolog narratora. <br />
<div align="justify" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Jest nim trzydziestopięcioletni Robert Fleming, właściciel podupadającego sklepu muzycznego, bez żony, dzieci czy prawdziwych przyjaciół. Wszystko to zagubił gdzieś między latami sześćdziesiątymi a dziewięćdziesiątymi. Zgorzkniały, wraca wspomnieniami do swoich byłych i zadaje sobie niebanalne pytania: czy warto żyć w maleńkim mieszkaniu w otoczeniu płyt i kompaktów, czy raczej powinno się założyć rodzinę, zyskać przyjaciół i pomyśleć o prawdziwej pracy; czy warto przyjaźnić się z kimś, kto ma mniejszą kolekcję płyt od nas i słucha tandetnej muzyki? I co tak naprawdę się liczy w życiu? <br />
<a name='more'></a></div><div align="justify" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Na te i na mnóstwo innych pytań odpowiada nam człowiek żyjący blusem, soulem, popem, rockiem, biografami znanych i zupełnie zapomnianych artystów, którego niemal każdy dzień upływa rutynowo. Pasja, z jaką oddaje się kolekcjonowaniu nie tylko różnorodnych melodii, ale również głównie przygnębiających wspomnień, jego wewnętrzne zmagania i zastanawianie się, <i>„co by było, gdyby...” </i>oraz nieposkromiony język sprawiają, że jest naprawdę mało przeciętnym bohaterem. Każda jego dziewczyna miała inne cechy, co pragnął w nich zmienić, ale na szczęście mu się to nie udało, bo mogłam bez większego trudu przypisać imię do danej postaci. Choć Rob opowiada w niby-listach, że zerwanie z Laurą nie było największą stratą, jaką przeżył, im dłużej czytałam ten <i>„klasyk”</i>, miałam zupełnie inne wrażenie. Niemalże każda myśl jest podporządkowana jej osobie, która widzi go w zupełnie innym świetle, niż on sam – gdyż twierdzi, że jest tak bardzo przeciętny, że to jest jego jedyną cechą. Zadziwiające, ale nie przeszkadzały mi jego użalanie się nad sobą. Zbyt mocno pochłonęło mnie wczytywanie się w barwne, zabawne i poparte faktami opisy charakterów najróżniejszych ludzi, z którymi miał do czynienia. Jest tego naprawdę mnóstwo, a było wiele chwil, w których myślałam: <i>„Jej, myślę dokładnie to samo, tylko jakoś nigdy nie umiałam tego ubrać w słowa!”</i>. Gdyby porównać chociażby charakterystycznego Barry'ego czy ostrożnego, wylęknionego Dicka do jakiegoś gatunku muzycznego, to pierwszy znalazłby się pod napisem <i>„hard rock”</i>, taki, od którego zgrzyta się zębami i chce się wrzeszczeć razem z wokalistą. Natomiast drugi byłby ciepłą balladą, którą zapomniałoby się po pierwszej minucie, gdyby nie ostre nuty, które pojawiają się w bardziej dramatycznych momentach. Autor nie potrzebował opisów, aby pokazać, kto jest w tej powieści kim – to wszystko się widzi przez same dialogi i wnioski Roberta.<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://img337.imageshack.us/img337/1097/1707611.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="213" src="http://img337.imageshack.us/img337/1097/1707611.jpg" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><i>Zdjęcie z ekranizacji „Przeboje i podboje"</i></td></tr>
</tbody></table></div><div align="justify" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Podobnie jest z całym klimatem – to po prostu czuć, dotykając nieco chropowatych stron. Opisy strojów, twórców najrozmaitszej muzyki, którzy rozgłos i fanów zdobyli głównie w latach sześćdziesiątych, siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, plakaty, o których mówi Rob, filmy, jakie puszczano w telewizji czy w kinie, książki wydawane w tamtych czasach, a także to nieodgadnione <i>„coś”</i> nakreślają cały świat pana Fleminga w ten sposób, że nie trudno udawać, że żyło się w czasach, kiedy każdy wiedział, że taśmy na kasetach mają dwie strony, na których szuka się swoich ulubionych kawałków. Wszędzie wciskają się takie znane postacie światowej estrady jak Elvis Presley, Madonna, The Beatles, wzbudzając uśmiech na twarzy czytelnika (a w każdym razie na pewno na mojej). </div><div align="justify" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Jest to zabieg bardzo ciekawy, gdyż bez namysłu można stwierdzić, że to książka opowiadająca o hitach z list przebojów w największych radiostacjach w Wielkiej Brytanii i nie tylko, a jednocześnie nie to jest tematem przewodnim opowieści. To samotność, próba uporania się z błędami przeszłości i nawiązania kontaktu z ludźmi, którzy powinni być dla nas w jakiś sposób bliscy. Może nie jest to oryginalna problematyka utworu, ale na pewno jedna z najlepiej przedstawionych. </div><div align="justify" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Po drugim przeczytaniu mogę zapewnić, że również jest tak ze stylem Nicka. Jest taki swojski, trochę poprzeplatany porównaniami, może w pewien sposób prosty, jednak w tej prostocie tkwi jakaś moc, która sprawia, że wydaje nam się zupełnie inaczej. Nie ma w sobie tej nudy, którą posiadają inne książki. </div><div align="justify" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Chociaż trzeba przyznać, że wielu twierdzi, że jak na typowe czytadło, które z zasady ma być lekkie, przyjemne i przede wszystkim odprężające, czyta się to momentami bardzo ciężko, czasami tak bardzo, że odkładałam tę książkę na półkę i przez kilka tygodni do niej nie zaglądałam, a potem musiałam wracać do poprzednich stron, by zdać sobie sprawę, że przecież ja je już czytałam. Prawdopodobnie wina tkwi w fabule, która niczym nie zaskakuje, nie ma w niej akcji typowej dla sensacji czy kryminałów. Dzieje się nie wiele, poza tym książka w głównej mierze opiera się na nostalgicznych rozmyślaniach Roberta, które zabijają mu czas, gdyż w jego życiu nie dzieje się tyle, ile powinno, według niego, co w rezultacie odbija się na poziomie zainteresowania mola książkowego.</div><div align="justify" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">„<i>Wierność w stereo”</i> jest powieścią <i>„(...) pełna pokoleniowego snobizmu, uczuć i wyrzutów sumienia (…), której się nie zapomina, smutną, śmieszną i prawdziwą”</i>, jak twierdzi notka na tylnej okładce. Podpisuję się pod tymi słowami absolutnie i polecam przeczytać dokładnie, nie nastawiając się na to, że natchnie nas do działania czy da energię, która sprawi, że zechce nam się patrzeć przez różowe okulary na świat. To historia, która nieco dobija, nie ma zamiaru pokazać nam, że jest arcydziełem literackim, ale daje nam pole do namysłu, do czego serdecznie zachęcam.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.youtube.com/embed/yVv5sIY57TA?feature=player_embedded' frameborder='0'></iframe></div>
<div style="text-align: center;">Oto zwiastun powieści w języku angielskim. </div></div>Hermahttp://www.blogger.com/profile/06824152052310478486noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8454312000469936560.post-58355803431821684322012-01-27T04:05:00.004-08:002012-07-25T01:39:49.315-07:00„Wilkołak” Jonathan Maberry<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://img860.imageshack.us/img860/8053/wilkoak.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://img860.imageshack.us/img860/8053/wilkoak.jpg" /></a></div><i> </i> <br />
<br />
<blockquote class="tr_bq"><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;"> <i>Szczęśliwe życie Lawrence’a Talbota skończyło się tej nocy, kiedy umarła jego matka. Chłopak opuścił wiktoriański dwór, by szukać zapomnienia w dalekiej Ameryce. Po latach powraca w rodzinne strony – i odkrywa, że okolicą rządzi strach. Krążą pogłoski o krwiożerczej bestii. Lecz Lawrence’a stokroć bardziej przeraża tajemnicza siła, która wzywa go do lasu podczas pełni księżyca…</i></div></blockquote><br />
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;"><br />
</div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Po książkach tego rodzaju nie oczekuje się zbyt wiele – zwyczajnie „<i>mięsa</i>”, grozy, czegoś, co sprawi, że pochłoniemy daną część, jednocześnie nie chcąc się z nią rozstawać. Może nieco większego dopieszczenia pod względem klimatu, tak, byśmy mogli udawać razem z autorem, że faktycznie żył w czasach, o których pisze. </div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Już na samym wstępie odnotowałam, że akcja rozgrywa się w Ameryce, ale przede wszystkim w Anglii pod koniec dziewiętnastego wieku – ze zdziwieniem, ale i radością. Teraz, kiedy zasypuje się nas masą książek dla nastolatek, wszystko dzieje się w czasach, w których żyją sami czytelnicy i nie czuć wcześniej wspomnianej atmosfery. A to rzecz niezbędna w tym gatunku. </div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Nie tylko to odróżnia „<i>Wilkołaka”</i> od pozostałych lektur, jakie można spotkać na półkach w księgarniach – jest zdecydowanie śmielszy w opisach. Masakry są naprawdę przerażające, a sceny na początku książki przepełnione lekkim erotyzmem. Przy tym ponury i nie sili się na oryginalność. To powrót do korzeni gatunku, jak twierdzą niektórzy, choć ja, szczerze mówiąc, liczyłam na jakieś intrygi i rozbudowane wątki poboczne.</div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;"></div><a name='more'></a><br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://img35.imageshack.us/img35/9981/wilkoaczek1.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="174" src="http://img35.imageshack.us/img35/9981/wilkoaczek1.png" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><i>Zdjęcie z ekranizacji w reżyserstwie Joe'go Johnstona z roku dwa tysiące dziesiątego.</i></td></tr>
</tbody></table><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;"><br />
</div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;"><br />
</div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Bohaterów nie jest wiele, jednak przynajmniej są wykreowani w sposób całkiem realny i przyzwoity. Wszystkie cechy, jakie posiada niemłody już Talbot, są ładnie uzasadnione wydarzeniami z przeszłości. Aczkolwiek liczyłam na bardziej jasne wyjaśnienia, bo czasami łapałam się za głowę i wracałam do poprzedniej strony, ponieważ gubiłam się między retrospekcjami w głowie naszego aktorzyny a teraźniejszością. Pozostali bohaterowie raczej nie zapadli mi głęboko w pamięć. Do żadnego z nich się nie przywiązałam, nie kibicowałam i prawdę mówiąc, jakoś mnie mało obchodzili.</div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Może to też wina stylu. Autor raz pisał prosto i przewidywalnie, by za chwilę wklepać udziwnioną metaforę, co wybijało z jakiegoś rytmu, zaczęło irytować i burzyć całą konstrukcję, aż wreszcie sprawiać, że odbiorca najchętniej rzuciłby książkę w kąt. Mimo to widać, że „<i>Wilkołak</i>” posiada nieco bardziej bogate słownictwo, aniżeli w większości pozycji na rynku, jakąś krztynę wyobraźni i opiera się panującej modzie na trójkąty miłosne z nastolatkami w rolach głównych (choć jednak wątek miłosny się pojawia, co było zresztą do przewidzenia, patrząc na filmową okładkę). </div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Drażniła mnie aura ni to grozy, ni to tajemniczości, która gdzieś się rozwiała i powiewało tylko nudą. Niektóre epizody sprawiały wrażenie, jakoby zostały napisane tylko po to, aby powieść miała więcej stron, bo logiki w niej żadnej. Myślę, że to między innymi przez to gdzieś ta specyfika świata wykreowanego się ulotniła.</div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">Muszę za to przyznać, że udało mu się uchwycić odłamek tamtej niesamowitej epoki – barwne stroje Cyganek, dagerotypy, stare zamczysko, karoce, zapomniane miasteczko. Trochę za mało, by poczuć, że to jest żywe, naprawdę plastyczne, jednak dla mniej wymagających czytelników dostateczne. </div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;"><br />
</div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="http://img15.imageshack.us/img15/5411/wilkoak2.png" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="174" src="http://img15.imageshack.us/img15/5411/wilkoak2.png" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><i>Zdjęcie z ekranizacji w reżyserstwie Joe'go Johnstona z roku dwa tysiące dziesiątego.</i></td></tr>
</tbody></table><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;"><br />
</div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">Gdyby nie to, że brakowało jakiejś dawki humoru i wszystko było do przewidzenia, a poza tym opisane w sposób bardzo nużący, może bym to jakoś zniosła. Ale tak się nie stało i kiedy nastąpił koniec, z ulgą odłożyłam „<i>dzieło”</i> na miejsce. Jeśli ktoś liczy na oryginalną historię, mocno się przeliczy. Wydawało mi się momentami, że jest to jedynie wzór, jak napisać książkę grozy (swoją drogą, wątpię, abym owego wykładowcę literatury szybko z własnej woli obwołała „<i>mistrzem horroru”</i>) i jednocześnie na tym zarobić. </div><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;"><br />
</div><div align="LEFT" style="font-weight: medium; margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;">P.S. Pod spodem widnieje zwiastun do ekranizacji – stylowej, takiej, jaka powinna być owa książka. Szkoda tylko, że to film był pierwszy, a następnie ów twór. Niestety, da się to odczuć.</div><div align="LEFT" style="font-weight: medium; margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;"><br />
</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.youtube.com/embed/gce8Z4qEHaQ?feature=player_embedded' frameborder='0'></iframe></div><div align="LEFT" style="font-weight: medium; margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.6cm;"></div>Hermahttp://www.blogger.com/profile/06824152052310478486noreply@blogger.com0