piątek, 27 stycznia 2012

„Wilkołak” Jonathan Maberry

 

 Szczęśliwe życie Lawrence’a Talbota skończyło się tej nocy, kiedy umarła jego matka. Chłopak opuścił wiktoriański dwór, by szukać zapomnienia w dalekiej Ameryce. Po latach powraca w rodzinne strony – i odkrywa, że okolicą rządzi strach. Krążą pogłoski o krwiożerczej bestii. Lecz Lawrence’a stokroć bardziej przeraża tajemnicza siła, która wzywa go do lasu podczas pełni księżyca…


Po książkach tego rodzaju nie oczekuje się zbyt wiele – zwyczajnie „mięsa”, grozy, czegoś, co sprawi, że pochłoniemy daną część, jednocześnie nie chcąc się z nią rozstawać. Może nieco większego dopieszczenia pod względem klimatu, tak, byśmy mogli udawać razem z autorem, że faktycznie żył w czasach, o których pisze.
Już na samym wstępie odnotowałam, że akcja rozgrywa się w Ameryce, ale przede wszystkim w Anglii pod koniec dziewiętnastego wieku – ze zdziwieniem, ale i radością. Teraz, kiedy zasypuje się nas masą książek dla nastolatek, wszystko dzieje się w czasach, w których żyją sami czytelnicy i nie czuć wcześniej wspomnianej atmosfery. A to rzecz niezbędna w tym gatunku.
Nie tylko to odróżnia „Wilkołaka” od pozostałych lektur, jakie można spotkać na półkach w księgarniach – jest zdecydowanie śmielszy w opisach. Masakry są naprawdę przerażające, a sceny na początku książki przepełnione lekkim erotyzmem. Przy tym ponury i nie sili się na oryginalność. To powrót do korzeni gatunku, jak twierdzą niektórzy, choć ja, szczerze mówiąc, liczyłam na jakieś intrygi i rozbudowane wątki poboczne.

Zdjęcie z ekranizacji w reżyserstwie Joe'go Johnstona z roku dwa tysiące dziesiątego.


Bohaterów nie jest wiele, jednak przynajmniej są wykreowani w sposób całkiem realny i przyzwoity. Wszystkie cechy, jakie posiada niemłody już Talbot, są ładnie uzasadnione wydarzeniami z przeszłości. Aczkolwiek liczyłam na bardziej jasne wyjaśnienia, bo czasami łapałam się za głowę i wracałam do poprzedniej strony, ponieważ gubiłam się między retrospekcjami w głowie naszego aktorzyny a teraźniejszością. Pozostali bohaterowie raczej nie zapadli mi głęboko w pamięć. Do żadnego z nich się nie przywiązałam, nie kibicowałam i prawdę mówiąc, jakoś mnie mało obchodzili.
Może to też wina stylu. Autor raz pisał prosto i przewidywalnie, by za chwilę wklepać udziwnioną metaforę, co wybijało z jakiegoś rytmu, zaczęło irytować i burzyć całą konstrukcję, aż wreszcie sprawiać, że odbiorca najchętniej rzuciłby książkę w kąt. Mimo to widać, że „Wilkołak” posiada nieco bardziej bogate słownictwo, aniżeli w większości pozycji na rynku, jakąś krztynę wyobraźni i opiera się panującej modzie na trójkąty miłosne z nastolatkami w rolach głównych (choć jednak wątek miłosny się pojawia, co było zresztą do przewidzenia, patrząc na filmową okładkę).
Drażniła mnie aura ni to grozy, ni to tajemniczości, która gdzieś się rozwiała i powiewało tylko nudą. Niektóre epizody sprawiały wrażenie, jakoby zostały napisane tylko po to, aby powieść miała więcej stron, bo logiki w niej żadnej. Myślę, że to między innymi przez to gdzieś ta specyfika świata wykreowanego się ulotniła.
Muszę za to przyznać, że udało mu się uchwycić odłamek tamtej niesamowitej epoki – barwne stroje Cyganek, dagerotypy, stare zamczysko, karoce, zapomniane miasteczko. Trochę za mało, by poczuć, że to jest żywe, naprawdę plastyczne, jednak dla mniej wymagających czytelników dostateczne. 

Zdjęcie z ekranizacji w reżyserstwie Joe'go Johnstona z roku dwa tysiące dziesiątego.

Gdyby nie to, że brakowało jakiejś dawki humoru i wszystko było do przewidzenia, a poza tym opisane w sposób bardzo nużący, może bym to jakoś zniosła. Ale tak się nie stało i kiedy nastąpił koniec, z ulgą odłożyłam „dzieło” na miejsce. Jeśli ktoś liczy na oryginalną historię, mocno się przeliczy. Wydawało mi się momentami, że jest to jedynie wzór, jak napisać książkę grozy (swoją drogą, wątpię, abym owego wykładowcę literatury szybko z własnej woli obwołała „mistrzem horroru”) i jednocześnie na tym zarobić.

P.S. Pod spodem widnieje zwiastun do ekranizacji – stylowej, takiej, jaka powinna być owa książka. Szkoda tylko, że to film był pierwszy, a następnie ów twór. Niestety, da się to odczuć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Lubię prowadzić tego bloga i odpowiadać na ciekawe komentarze. Dlatego proszę, napisz coś, abym wiedziała, że ktoś tu wchodzi :)