Nie tak dawno rynek zaczęły podbijać kryminały. Cały świat oszalał na punkcie trylogii Larssona. A co za tym idzie, również za innymi książkami z tego gatunku i z tej części świata.
Byłam bardzo ciekawa, w czym tkwi sekret popularności ich literatury, przesiąkniętej na wskroś chłodem i melancholią. Nie dowiedziałam się tego od koleżanek, które powiedziały, że powieści chociażby szwedzkie są najlepsze, bo... nie są amerykańskie i że każdy wie, czemu. Postanowiłam zakasać rękawy i wysnuć własne wnioski. Więc gdy dowiedziała się o książce „Wirus Ebola w Helsinkach”, z chęcią zaczęłam przewracać kartki.