sobota, 17 marca 2012

„Gra anioła” Carlos Ruiz Zafón

 
Kiedyś ujrzę to miejsce”, obiecuję sobie w duchu. Z lotu ptaka ogarnę wzrokiem całą przestrzeń, w wyobraźni zasnutą mgłami pomalowanymi beżami, szarościami, spopielonymi brązami. Już w głowie tworzy się sieć mniejszych i większych uliczek, tras, placów, głośnych kawiarń, rozrywkowych barów ożywających nocą, kamieniczek tętniących echem dawnych rozmów, wydarzeń, sporów, śmiechów i tańców, tańców, tańców do utraty tchu. Sieć składająca się na mapę urokliwego zakątka – Barcelony.
Nazwa jest melodyjna, ma coś w sobie romantycznego, jakiś rytm i czar. A przecież ciasne uliczki wychodzą na pełne przepychu place, panie w zwiewnych szalach ocierają się o biedaków, zaś dookoła szemrane sprawy... Barcelona jest pełna majestatu, lecz również pełna sprzeczności, a przynajmniej została tak ukazana w powieści Carlosa Ruiz Zafóna pt: „Gra anioła”.
Dzięki narratorowi, żyjącemu w latach dwudziestych pisarzowi Davidowi Martinie, dowiadujemy się o tajemniczej ofercie napisania książki: „(...) jakiej jeszcze nie było, w zamian za fortunę i, być może, coś więcej...”*

(Zdjęcie ze strony głównej "Gry Anioła)

Dla tych, którzy znają inne książki tego autora, a już zwłaszcza „Cień wiatru”, nie będzie zaskoczeniem to, że Zafón po raz kolejny przenosi czytelnika do Barcelony, oddanej bardzo dokładnie. Wszystko wydaje się być tutaj namacalne, tylko złapać powietrze, dotknąć murów budynków i dać się porwać barwnemu językowi. Tekst obfituje w obrazowe metafory, a przy tym styl pisarza nie jest przyciężkawy. Twórca nie sili się na nadmierne filozofowanie, co zdarza się innym, a czego tutaj się obawiałam i miałam duże wątpliwości, czy w pewnym momencie nie przejdzie przez tę granicę między czymś wzniosłym, smakowitym a groteskowym. Na szczęście, książka pod tym względem została uratowana.
Nie można narzekać też na bohaterów. Ba, mogę się wręcz ośmielić powiedzieć, że to oni nadają charakter tej opowieści, by nie została przytłoczona przez to, jak posługuje się piórem ów znany Hiszpan.
Główny bohater to mężczyzna, który zdaje się przejmować cechy osób, które napotkał. Pełen temperamentu, który kryje pod chłodnymi, ironicznymi odzywkami. Nie można być obojętnym wobec jego komentarzy, spojrzenia na świat, decyzji, czyli tego, co składa się na niego samego. Podobnie jest w przypadku don Pedra Vidala, którego życiorys, sposób życia, jak i wpływ jego samego na życie Martina poznajemy już na samym wstępie. Jest to jedna z najbardziej specyficznych postaci, bo balansująca na krawędzi: zblazowana, ale potrafiąca cieszyć się życiem, bogata, ale udająca, że może się wyzbyć majątku za pstryknięciem palców, egoistyczna i chętna do oddania życia za przyjaciela. Wiele ich dzieli, ale właśnie te różnice ich do siebie zbliżają. Czuć między nimi elektryczne spięcie, płomień, który tylko czeka, aż ich oboje strawi.

(Zdjęcie ze strony głównej "Gry Anioła")

W zasadzie (po namyśle) dochodzę do wniosku, że tu chyba każdy bohater jest zbudowany na zasadzie pozornych przeciwieństw lub podobieństw.
Jedyna kreacja, jaka autorowi nie wyszła, to miłość Davida. Przypomina mi nieco dziewczynę, na której opiera się kontrowersyjny serial dla młodzieży. Problem leży w tym, że o ile Elisabeth (bo takie imię nosiło śliczne dziewczę z Anglii) ma w sobie magnetyzm, tajemnicę, złożoną psychologię i działa destrukcyjnie na swoje otoczenie, o tyle Cristina zupełnie była mi obojętna, choć ma podobne cechy. Do tego stopnia, że nawet musiałam zajrzeć do książki, by przypomnieć sobie, jak jej w ogóle było na imię. Zresztą ukochane głównych bohaterów nie wychodzą Carlosowi, o wiele bardziej przykłada się do postaci drugoplanowych.
Natomiast czysta chemia wytworzyła się między Davidem a Isabellą, siedemnastolatką, z którą wydawała się go łączyć tylko miłość do książek. Ja jednak dostrzegłam wiele wypowiedzi, które mogłyby sugerować, że było między nimi coś głębszego niż tylko nietypowa przyjaźń. Do tej pory nie jestem pewna, czy to tylko moja nadinterpretacja w tym wypadku, czy aluzje nie są tylko aluzjami, a czymś konkretnym, co starała się dać do zrozumienia młodziutka koleżanka Martina.

(Zdjęcie ze strony głównej "Gry Anioła")
Niektóre książki czyta się dla samego posmakowania, nie dla fabuły. Tutaj jest odwrotnie – fabuła przypomina zapadające się piaski. Im bardziej stara się od tego uciec, tym bardziej wciąga. Nie potrafię opisać ciągu wydarzeń, było tego dość sporo, poza tym opowieść dzieje się na przestrzeni kilku lat.
Siłą napędową tej pozycji jest zleceniodawca naszego literata, tajemniczy Corelli oraz samo zlecenie. Potem każdy najdrobniejszy szczegół nabierał sensacyjnego wydźwięku, bohaterowie stawali się dwulicowi, każdego się podejrzewało, istna matrioszka: im głębiej się wchodzi, tym więcej do odkrycia, labirynt bez wyjścia. Podkreśla to gęsta atmosfera, uczucia samego narratora, które udzielają się czytelnikowi, ale co nie sprawia, że ma ochotę przerwać.
Kiedy przeczytałam zakończenie, aż chciałam zacytować słowa pisarza: „Książki są lustrem: Widzisz w nich tylko to, co masz w sobie”*. Naprawdę tak to odczuwałam. Kiedy na scenę wkraczał ów pryncypał, tak nie podobny do żadnej innej postaci, jaką poznałam, czułam, ze właśnie to chciałam przekazać w moim pewnym opowiadaniu. Takie rozwiązanie, jakiś niepokój, bo odpowiedź na zagadkę nie była dobra, ani zła, wprowadzająca do umysłu obserwatora całego swoistego spektaklu mieszaninę zachwytu i... strachu. Bowiem całość jest tak misternie poskładana z, wydawałoby się, niepasujących do siebie fragmentów, że – paradoksalnie - można sobie z łatwością wyobrazić, że to historia autentyczna. A przy tym pozostaje nieodparte wrażenie, że wcale nie chciałam jej znać, że nie mogę sobie nie wyobrazić, że do czegoś takiego mogłoby dojść, że już doszło, że ktoś może m n ą zmanipulować do tego stopnia.
Jednak książka powinna wzbudzać uczucia, nigdy pozostawać obojętna.

(Zdjęcie ze strony głównej "Gry Anioła")
W rzeczach, które kochamy, staramy się bagatelizować złe cechy, a nawet widzieć tylko dobro. Tak właśnie postępowałam w przypadku tego dzieła. Chętnie postawiłabym ją na półce z arcydziełami, ale tak się nie stanie, co gdzieś z tyłu głowy cały czas mi się tłukło, a co przez kilka miesięcy nie dochodziło do głosu. Dlatego też recenzję piszę w marcu, nie we wrześniu, jak należałoby. 
Otóż zauważyłam, że bohaterowie mówili w sposób inteligentny, wręcz literacki, co się mało kiedy zdarza. A im nazbyt często, co nieco wytrąca z równowagi. Aby być bardziej obiektywną, zajrzałam do twórczości owego autora, ale dopatrzyłam się tego w reszcie książek, choć widać duże postępy w wymyślaniu fabuły. I właśnie tutaj też tkwi szkopuł: gdzieś już pod koniec zamiast zdziwić się, że jakaś postać jest taka a taka (niczym w popularnym serialu: „Lost: Zagubieni”), ja tylko się zastanawiałam, kim, na Boga, ten mężczyzna jest. Po prostu za dużo się różnorodnych faktów pojawiło, bym mogła je idealnie poukładać i móc je sobie poprzypominać, skojarzyć.
Mimo tych znaczących minusów, jestem pewna, że „Gra anioła” to książka warta zachodu, którą się pochłania, a przy tym chcąc się lubować każdym słowem, która znajdzie swoich wielbicieli i przeciwników, którą można pożyczyć przyjacielowi i która – w mojej opinii – jest znacznie lepiej przemyślana czy po prostu bardziej wciągająca od poprzedniej, czyli słynnego „Cienia wiatru”. Choć same wątki mi przez ten czas pouciekały, to sama atmosfera nie została wywiana. Mam nadzieję, że inni, którzy mają czas i chęć do przemyśleń, a przy tym kochają się w klimacie rodem ze stronic klasyków, sięgną po tę powieść. 


1. *- cytat zaczerpnięty z opisu na tylnej okładce
2. *- cytat zaczerpnięty z „Cienia wiatru

P.S. Warto zajrzeć na stronę "Gry Anioła", posłuchać muzyki skomponowanej specjalnie dla tej serii i przenieść się na chwilę kilkadziesiąt lat wstecz - do Barcelony.
                                                              

13 komentarzy:

  1. Książki nie czytałam ale mam ją w planach, bo lubię tego autora.

    Co do mojego bloga - dziękuję za miłę słowa. A jeśli chodzi o tło pod cytaty to:
    wejdź na carpelibros - forum Anonimowych Książkoholików ;) Takie tło to cytat, znany po angielsku jako blockquote - na forum w strefie dla bloggera masz wszystko wytłumaczone ;)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie warto sięgnąć. Polecam!
      Słowa całkowicie zasłużone, bo autorka, jak i blog nieprzeciętne, a w moim słowniku znaczy to, że naprawdę dobre:) Dziękuję za polecenie forum dla bloggerów, myślę, że niedługo zrozumiem kilka niejasnych detali. Zastanawiam się tylko, skąd pobrać te piękne, kremowe tła... Ale tu już coś wykombinuję.
      Również pozdrawiam:)

      Usuń
  2. Kiedy zobaczyłam, że wzięłaś się za "Grę anioła" drgnęłam, przygotowując się na wszelki wypadek do bronienia jednej z moich ukochanych książek do ostatniej kropli krwi. Na szczęście nie musiałam.
    Bardzo dobra recenzja, myślę, że idealnie wręcz oddaje klimat powieści Zafona, który nadaje tej powieści tyle magii. Co prawda nie zgadzam się, że jest lepsza od "Cienia wiatru", bo wg mnie "Cienia wiatru" nie przebije nic ani nikt.
    Hm, problem w tym, że nie widać, że ciężko Ci się przełamać. Recenzję, jak zwykle, czyta się lekko, łatwo i przyjemnie. Aż mnie to wpędza w kompleksy.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa, podniosłaś mnie na duchu, bo mam "lekki" kryzys, jeśli chodzi o pisanie. No i sytuacja taka sama jak z "Wyspą tajemnic" czy "Zamkiem i kluczem" - w tych przypadkach nasze opinie są bardzo podobne. Zresztą ja wcale tak często nie krytykuję, nawet wydaje mi się, że mam mocno zawyżone oceny ("Niebieski ptak" - teraz bym chyba nawet 5 na 10 nie dała).
      Co do "Cienia wiatru"... przeczytałam w środę i myślę, że "Gra anioła" nie znajdzie wielu fanów, bo jest takim jednym, wielkim niedopowiedzeniem, czymś niepokojącym, co trochę kojarzy mi się z właśnie "Wyspą tajemnic", bo to powieść bez jasnego zakończenia, z czymś, co sam czytelnik musi sobie wykalkulować. Nie będę mówić, że "Cień wiatru" jest gorszy, ba, ja nawet się cieszę, że jest właśnie taki, a czemu?:
      a) bo widać rozwój pisarza z każdym dziełem i
      b) bo jak ktoś sięgnął po "Cień wiatru", to jest duże prawdopodobieństwo, że sięgnie po "Grę anioła".
      "Cień wiatru" ma bardzo ciekawą fabułę (ale "Gra anioła" o wiele bardziej rozbudowaną), styl jest nieco bardziej... prosty, w "Grze anioła" jest o wiele więcej metafor, ale są tak lekko wprowadzone, że można tylko czytać i czytać. No i się zawiodłam na Cmentarzu Zapomnianych Książek - po "Grze anioła" nie spodziewałam się wielkich opisów tego miejsca, natomiast w "Cieniu wiatru" nie czułam tej atmosfery, dreszczyku emocji. No i po prostu ja jakoś inaczej podchodzę do tej pozycji. Nie wytłumaczę Ci tego, ale obie sobie bardzo cenię.
      Mam nadzieję, że uda Ci się wkrótce mnie zaskoczyć cudownym rozdziałem, bo naprawdę brakuje mi dawki śmiechu:)
      Pozdrawiam serdecznie i dziękuję, że znalazłaś chwilę na skomentowanie.

      Usuń
  3. Bardzo cenie Zafona, lubię jego styl i książki. Cieszę się, że Twoja opinia na temat "Gry anioła" było pochlebna, ale kurcze... "Cień wiatru" to "Cień wiatru"- uwielbiam tę książkę, mam do niej ogromny sentyment i dla mnie ona zawsze będzie na pierwszym miejscu- cóż, to może dlatego, że ją czytałam najpierw, chociaż z drugiej strony zaraz po niej jest "Marina", którą "odnalazłam" dużo później. "Do tej pory nie jestem pewna, czy to tylko moja nadinterpretacja w tym wypadku, czy aluzje nie są tylko aluzjami, a czymś konkretnym"- boru, czuję się tak za każdym razem, gdy dostrzegam kolejny "paring", o którym później czytam fanfiction xD. Łosz, czytałaś Teatralne? Znowu? Gratuluję odwagi, ja na nie patrzeć nie mogę. Usunęłabym je, gdybym nie zapomniała hasła xD. Są wspomnieniem po "mhrocznych" czasach, a poza tym mam ostatnio alergię na cały ten romantyczny bełkot. Tak, tej historii po prostu brakowało fabuły- poważna wada xD. A Lizzy była... W sumie z perspektywy czasu uważam, że była mniej mną, niż sądziłam. Najbardziej podobna do mnie była chyba, mimo wszystko, Lora, której historia praktycznie nigdy nie ujrzała światła dziennego. Lizzy miała moją naiwność i ten no... romantyzm, ale chyba nie poglądy na życie, a może wtedy faktycznie tak myślałam, tylko teraz się zmieniłam? Hmmm... Nieważne. Biologii i matematyki to ja nie rozumiem już teraz. I tu nawet nie o utratę rozumienia chodzi, tylko o fakt, że mogę zacząć tęsknić do czegoś innego i żałować już raz podjętej decyzji. Jeden z moich ulubionych cytatów Tolkiena brzmi: "Fantazja to tworzenie innych światów bądź ich oglądanie. Zrodziła się z tęsknoty serca za innymi światami" i to mnie przeraża, bo skoro zacznę na nowo pisać to będzie oznaczało, że czegoś mi brakuje. O prawie nigdy nie myślałam (znaczy aktualnie rozważam taką opcję, ale w gimnazjum byłam jej przeciwna), raczej chciałam iść na jakieś dziennikarstwo. Nie, nie chciałam się od niczego uwalniać czy coś. To był impuls, decyzję podjęłam w sekretariacie szkoły i w sumie wcale jej nie żałuję- może trochę nierealne wydaje mi się zdawanie matury z biologii czy fizyki, ale poznałam naprawdę niesamowitych ludzi i to mi wystarcza. Kocham angielski, wcześniej niezbyt za nim przepadałam, ale fandomy i moja anglistka w liceum zdziałały cuda. Chociaż Twój stosunek do angielskiego jest taki sam, jak mój do niemieckiego. Przypadkiem wkopałam się w zajęcia z grupą rozszerzoną i to jest jakaś masakra, bo połowa osób uczyła się tego języka 9 lat, a druga połowa (w tym ja) trzy, więc jest pewna przepaść. Cóż, a żeby nie było mi za łatwo to jeszcze chodzę na fakultet z łaciny. Chyba lubię sobie utrudniać życie xD. Nie piszę fanfiction- od razu to podkreślam, jedynie je komentuję. I nie na Mirrielu, bo to forum mnie przeraża, jest na nim zbyt dużo dziwnych paringów (nigdy nie pojmę uroku łączenia Hermiony ze Snapem, nigdy), jeszcze część tekstów jest nieoznaczona- nie, nie, nie. Chociaż zdarza mi się tam coś (jako cichociemna) czytać, np. Rok dwóch żywiołów bardzo mi się podobał. A forum, na którym jestem, już ściśle wiąże się z tylko jednym potterowskim paringiem, o którym teksty znajdują się również na Mirriel (i jeśli w tym momencie pomyślałaś o Snarry- to zapomnij). Nie przeraziła mnie Twoja wizja Dramione, tylko uświadomienie sobie faktu, że chyba mój aktualnie ukochany potterowski paring wybrałam na podobnej zasadzie. I to straszne, bo ja naprawdę nie znoszę "Romea i Julii", a XYZ i ABC kocham już od roku. Znalazłam rozwiązanie mojego nickowego problemu! Po prostu będę podpisywać się podwójnie! Tylko ten drugi pozwól, że skrócę do inicjałów. Pozdrawiam :).

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję bardzo za taki wyczerpujący komentarz.
    Przyznam się, że nawet nie wiedziałam, że mam ustawiony kod - znalazłam coś w ustawieniach i mam nadzieję, że udało mi się go usunąć? :)
    Tekst już nie jest wyśrodkowany, a jeżeli chodzi o czcionkę to może na każdym monitorze wygląda inaczej? Jest to rozmiar 12 - u mnie wcale nie jest mały..
    Szablonu nie robiłam sama - to zwyczajny szablon "Znak wodny", który znajduje się w "Projektancie szablonów Bloggera". Można tam ustawić sobie wybrany kolor tła i inne bajery. Nie jestem dobra w tłumaczeniu czegoś innym, jednak mam nadzieję, że jednak dojdziesz o co mi chodziło? ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ostatnio - bardzo ostatnio - jakoś tak trafiłam na blogi z recenzjami i nawet mnie taka forma zainteresowała. Do tego stopnia, że sama postanowiłam spróbować, choć to był taki nagły impuls, że nie wiem, czy cokolwiek z tego wyjdzie na dłuższą metę, ale to nieważne
    Co chciałam powiedzieć to to, że bardzo podobają mi się Twoje recenzje. Zwracasz uwagę na różne aspekty powieści - styl, bohaterów, świat... po prostu wszystko, co potrzebne, oczywiście nie zdradzasz zbyt wiele, żeby do lektury zachęcić (ewentualnie zniechęcić), a nie całkowicie ją streścić. I czyta się to bardzo przyjemnie, sama masz ładny styl, całość jest taka... dojrzała ^^
    Co do "Gry anioła" to tak się składa, że stoi ona sobie gdzieś tam w mojej biblioteczce (swoją drogą, jaki tutaj bajzel, powinnam to sobie trochę poukładać, ale do wielkich porządków pewnie się przed wakacjami nie zmobilizuję ) i od dłuższego czasu spokojnie pokrywa się kurzem. Czytałam to... kiedyś tam, chyba nawet nie a ż tak dawno, a jednak nie pamiętam zbyt wiele. To chyba moja skleroza, jakoś tak wątki książek czytanych jakiś-czas-temu łatwo mi się w pamięci zacierają. To chyba dobra okazja, żeby sobie właśnie parę takich zapomnianych pozycji odkurzyć... choć to chyba też dopiero za jakiś czas ^^ Ale jedno mogę powiedzieć na pewno - Barcelona jest cudowna *.*
    Odnośnie przenoszenia się z Onetu... Auć, przykro mi to przyznać, ale ostatnio problemy zdarzają mu się zdecydowanie zbyt często. Jeszcze dzielnie przy nim trwam, jakoś tak przyzwyczajona jestem, ogólnie przyjemnie mi tam, a na blogspocie czuję się baaardzo obco... ale coraz trudniej dojść z nim do porozumienia. Przydałoby się nad tym popracować, tak duży portal nie powinien pozwalać sobie na tego typu wpadki ;/
    Pozostaje mi życzyć czasu i weny na kolejne świetne recenzje, uczyć się od takich jak Ty i serdecznie pozdrowić ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam identycznie! Poważnie:) W moim przypadku stało się to dlatego, aby nie stracić kontaktu z pisaniem, ponieważ przez długi czas pisałam fanfiction potterowskie (ich jakość jest mniej niż przeciętna, ale to pomińmy milczeniem) i chciałam (chcę!) wyrobić sobie styl. Jak łatwo zauważyć, często za bardzo się staram i wychodzi coś chropowatego. Tym milej mi przeczytać, że można się ode mnie czegokolwiek nauczyć. Bo naprawdę... ja również zaczynam i sądzę, że Tobie idzie o niebo lepiej niż mi. Ale dziękuję ponownie za słowa uznania. To bardzo cenna ocena i cieszę się, że komuś moja pisanina przypadła do gustu.
      Cóż, myślę, że recenzje są takie, a nie inne, gdyż zwyczajnie na takie rzeczy zwraca się uwagę w ogóle, a ja dopiero niedawno patrzę na takie szczegóły. I myślę, że jak nad tym pomyślisz, to sama dostrzeżesz, że często rozmyślasz nad tym JAK ktoś pisze, O CZYM i DO KOGO. Zresztą, wydaje mi się, że sama ujmujesz takie same treści w swoich recenzjach:) Cieszę się również, że zauważyłaś moje zwięzłe wypowiedzi na temat fabuły - bardzo nad tym pracuję. Dziękuję, że uważasz to za dojrzałe. Tym bardziej, że jak wchodzę na blogi, które obserwuję, to czasem mam ochotę walić głową w mur i myślę: "Czemu ja tak nie potrafię?!".
      Zdecydowanie warto sobie odświeżyć pamięć, polecam z całego serca! Nie stawiam takich ocen byle czemu, więc to już o czymś świadczy^^ Chociaż wiele osób twierdzi, że "Gra anioła" nie jest tak dobra jak "Cień wiatru"... No cóż, każdy ma prawo sam sobie wyrobić ocenę. I w tym Cię zachęcam:) Moje czytelnicze sprzątanie też zaplanowałam na wakacje. A cała półka książek czeka i schnie na słońcu:)
      Onet. Zdziwiło mnie właśnie to, że tkwisz na dwóch portalach jednocześnie. Ale rozumiem, że naprawdę ciężko się zaznajomić z blogspotem - HMTL i inne innowacje... Jednak warto, bo tutaj można liczyć nawet na dwustu, trzystu czytelników (jeśli bierze się pod uwagę tematykę bloga, czyli recenzje), a na Onecie raptem pięć osób.
      Życzę Ci powodzenia na nowej drodze i dziękuję za tak przemiły komentarz:)

      Usuń
  6. D.S - Czytałam sporo recenzji "Cienia wiatru" i chyba już rozumiem, na czym polega różnica. Bo "Cień wiatru" to książka o... książkach, czyli o tym, co kochamy, zawiera wszystko, co powinno zawierać coś dobrego, czyli humor, akcję, styl i magię. Tego nie poskąpiono "Grze anioła", ale ona ma nieco inny klimat, bardziej przypomina dobry horror czy thriller, dlatego dałam w etykietach także "fantastyka". Przy "Cieniu wiatru" nie czułam tego dreszczyku emocji, smakowania słowa (bardziej mnie irytowało to, że wciąż odnajdują znane w blogosferze cytaty). W tych starych książkach to już w ogóle irytuje to przesadne staranie się na górnolotność niczym u Coehlo, styl też jest tam mało wprawiony, a fabuła czasem woła o pomstę do nieba. Np. "Książę mgły" i jego logiczna strona:
    1) Po co to powstało? Przepraszam bardzo, ale nie rozumiem - zero oryginalności, zero jakiegokolwiek przesłania, nie wspominając już o końcówce,
    2)I że niby chłopiec przetrwał pod wodą z pięć minut i jeszcze się wydostał? W takie cuda nie wierzę.
    Z "Mariną" niewiele lepiej, szczerze mówiąc, liczyłam na mocne uderzenie, dobrze skonstruowane postacie i na tych polach się zawiodłam. Po prostu bez rewelacji.
    Mam podobnie z ZH i TH, całe szczęście, że w porę skasowałam listę postów, bo bym umarła tutaj ze wstydu, że ktoś mnie z tamtych blogów może skojarzyć. Co do TS, to przyznam, że widać w nim Twoją fascynację Zafónem, tekst jest bardzo podobny metaforycznie, jakimś klimatem, choć myślę, że jednak jesteś podobna do Lizzy, tylko nie chcesz się do tego przyznać, bo ktoś tę romantyczność i naiwność (mimo wszystko - wspaniale jest być dzieckiem!) może wykorzystać przeciwko Tobie. Czyżbym się myliła?
    Lora, Lora... Taka wesolutka, roztrzepana panienka, trochę nieśmiała, dobra obserwatorka - takie wnioski wysnułam po I liście (jedynym! Marsz do pisania!). Czy taka jesteś? Ciężko mi ocenić, nie znam Cię w realnym świecie (a szkoda). Chyba wiem, o co Ci chodzi, czasem też żałuję, że nie poszłam np. do technikum na dziennikarstwo, ale myślę, że i tak mniej niż w przypadku pójścia na profil humanistyczny - wolę równowagę między ścisłymi a humanistycznymi, czyli profil biol-jęz. Bo w przypadku nagłego "olśnienia" zawsze będę mogła rozwijać się i iść np. właśnie na jakieś studia lekarskie. Cieszę się również z tego, że masz nowych przyjaciół, być może dlatego zmienił się Twój światopogląd? Swoją drogą, jak dobra jesteś z fizyki? Bo mam problemy z zadaniami:D
    U mnie stosunek do niemieckiego jak do angielskiego, więc wiesz, różnicy zbytniej nie ma, tyle, że - na ironię - angielski bardziej lubię, choć trudniejszy, bo niby rozszerzony, a uczę się go tylko 3 lata właśnie.
    Co do wymyślonych światów, to myślę, że po to czytamy książki, bo brakuje nam takiej odskoczni, chwili zapomnienia i to nie jest nic złego, tak jak tworzenie własnych. Moim zdaniem przechodzisz od skrajności w skrajność, kochana:)
    Co do "Roku dwóch żywiołów" - dosłownie pięć minut temu przeczytało i chyba nawet mi się podobało, choć znów - bez rewelacji. Ale jest to taki tekst, którego się nie zapomina. Nie patrzę na dziwaczne pary, bo to nie o to chodzi, na mirriel jest mnóstwo prześwietnych tekstów, kanonicznych, a takie najtrudniej napisać - "Słońce w zenicie" z Molly Wesley, "Chłodne zwoje jaźni" Młode Pokolenie (czy jak je tam nazywają), "Ukochana polityka" (naprawdę porządne Dramione), "Papierowe motyle" (i w ogóle teksty Cath.), "Między ustami a brzegiem pucharu" ( i inne teksty bardzo_czarnego_kota) i niemalże wszystkie teksty na multifandom_pl. Nie wiem, czy oglądasz seriale (jedyny, jaki mam "na tapecie", to TVD - "Pamiętniki wampirów", kojarzysz może? Oglądam, bo piszą świetne fanficki i robią równie dobre filmiki fanowskie). Jest jeszcze dużo do odkrycia, typu "Skupić wzrok", ale warto trochę przejrzeć forum. Jestem ciekawa w takim razie, jaki paring lubisz?
    I czemu pomyślałaś, że mogę pomyśleć o Snarry?

    OdpowiedzUsuń
  7. O matko, tu takie felietony w komentarzach, a ja trochę podsypiam i strasznie mi wstyd. Cośtam chciałam naskrobać o tej "Grze Anioła", ale kompleksy poskromiły moje plany. Niemniej jednak napisałaś, że niektóre książki czyta się dla posmakowania, a niektóre dla fabuły. Nie czytałam Gry, dlatego nie mogę się o niej jeszcze wypowiedzieć, ale czytałam "Cień Wiatru" (oj, dawno!) i pamiętam, że po prostu ją połknęłam, a jednocześnie utkwił mi w głowie niesamowity klimat. Zatem do posmakowania czy dla fabuły? Czytałam to kilka lat temu, szczerze mówiąc, dlatego uważam, że moje wrażenie z tej pierwszej książki mogą nosić jeszcze ślady zachłyśniętej wciągającymi opowieściami nastolatki, znudzonej deszczowymi wakacjami. Jedno wiem na pewno - Cień Wiatru wtedy nie zawiódł, a potem... potem już nastała chyba jakaś moda na Zafona. Widziałam go wszędzie - w pociągach, autobusach, księgarniach, kawiarniach. Zniechęciłam się, jak zawsze do wszystkiego, po co sięga tłum. Potem usłyszałam kilka opinii, przeważnie niezbyt pochlebnych. Ale sięgnę po "Grę Anioła" teraz i przekonam się sama, czy słusznie zwlekałam. (Póki co mam przed sobą serię Cobena. Wiem, wiem, ponoć oklepane, ale ostatnimi czasy uwielbiam thrillery. Masz może jakieś dobre do podsunięcia?)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podsypiasz, bo taka nudna recenzja? Przepraszam w takim razie, ale to w zasadzie jedna z niewielu pozycji Zafona, która mi się podoba (jeszcze "Cień wiatru" jest ciekawy, ale to zupełnie inny klimat, inną drogą autor poszedł = zupełnie różne oczekiwania i spojrzenia na książkę). Dlatego też taki esej powstał, a nie recenzja.
      I dla klimatu, i dla fabuły. Dużo się dzieje, taka plątanina, aż człowiek sam nie wie, co sądzić. Jestem ciekawa, jak odbierzesz ten egzemplarz, więc może akurat warto sięgnąć? Mnie też zdziwiło to i nieco zdenerwowało, że panuje taki szał na Zafona (Meyer też wcześniej czytałam, na dwa-trzy miesiące przed ekranizacją, ale już wtedy byłam przekonana, że to miłe, ale jednak czytadło:)). Thrillery... ciężko mi powiedzieć, bo to nie mój gatunek. Spodobała mi się, recenzowana tutaj, "Wyspa zapomnienia", chociaż ciężko mi ocenić, na ile Ci się spodoba. Podpytam koleżankę, która jest miłośnikiem dreszczyku emocji, może coś poleci:)

      Usuń
  8. Bardzo ciekawa recenzja, a sama książka? Doskonała!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję serdecznie :) Książce do doskonałości wiele brakuje (bo takowa powinna dosięgać swymi mackami do masy czytelników, a niestety, nie udaje jej się to, mieć jakiś przekaz... głębszy, wiesz, myśl przewodnią, może zmusić czytelnika do zmienienia swego sposobu myślenia?), ale jest dla mnie wyjątkowa.
      Cieszę się, że zostawiłaś tu swój ślad. Może się rozgościsz?

      Usuń

Lubię prowadzić tego bloga i odpowiadać na ciekawe komentarze. Dlatego proszę, napisz coś, abym wiedziała, że ktoś tu wchodzi :)